Stało się, największa gospodarka na świecie właśnie znalazła się w recesji technicznej. O ile dla tamtejszych ekonomistów było to sporym zaskoczeniem, o tyle dane implikowały taki scenariusz (model FRB Atlanta). Nie jesteśmy więc zdziwieni tym, co ujrzeliśmy. Tym niemniej trochę zdziwiony może być sam Fed, którego prezes niespełna dobę przed publikacją danych za drugi kwartał sugerował, że gospodarka w recesji nie jest (choć oczywiście wg NBER recesji oficjalnie nie ma - jest recesja techniczna).
Amerykańska gospodarka skurczyła się o 0,9% k/k (SAAR - w takim ujęciu prezentujemy też wszystkie wartości procentowe w niniejszym tekście) w drugim kwartale, po spadku o 1,6% w pierwszych trzech miesiącach roku. Licząc "po naszemu" odnotowaliśmy więc spadki o 0,4% kw/kw i 0,2% kw/kw odpowiednio w pierwszym i drugim kwartale. Dane te były wyraźnie słabsze od konsensusu Bloomberga, jednakże już tylko odrobinę różniące się od nowcastu Atlanta Fed (-1,2%).
Konsument coraz słabszy
Wysoka inflacja podkopuje siłę nabywczą, co po części jest też efektem względnie niskiej dynamiki płac (nie nadążającej za inflacją). Widać to w danych za drugi kwartał, choć na razie słabość ogranicza się do dóbr. Ogółem spożycie prywatne wzrosło 1% kw/kw, niemniej to wyłącznie efekt usług, które wzrosły o 4,1%. Konsumpcja dóbr spadła aż o 4,4% (zarówno dóbr trwałych jak i nietrwałych).
Sądzimy, że to w dalszym ciągu proces normalizacji strumieni konsumpcji dóbr i usług, który wskutek pandemicznych zaburzeń doznał kolosalnej skali szoku. Cudów jednak nie ma. W kolejnych kwartałach przyjdzie z pewnością czas na usługi. Warto odnotować, że szok energetyczny w USA jest istotnie mniejszy niż w Europie, co przekłada się także na bardziej restrykcyjną politykę fiskalną (relatywnie). Powolna erozja dochodów realnych wraz z efektem majątkowym powinny ograniczać konsumpcję usług, która ostatecznie znajdzie się pod ciężarem wątłych nastrojów konsumentów. To z kolei zwiastun spowolnienia inflacji cen usług.
Destrukcja popytu w sektorze budowlanym
O ile popyt konsumpcyjny zdołał odnotować "plusik", to w przypadku inwestycji sektora prywatnego obraz jest zdecydowanie bardziej ponury. W tej kategorii uświadczyliśmy bowiem spadku aż o 13,5%, co jest najgorszym wynikiem od drugiego kwartału 2020. Nakłady na środki trwałe spadły o 3,9% (również najsłabiej od połowy 2020).
W przypadku sektora budowlanego spadek aktywności dotknął przede wszystkim podsektora mieszkaniowego, gdzie popyt spadł o 14%. Nie będziemy pisać, że jesteśmy tym specjalnie zaskoczeni. Znaczne pogorszenie perspektywy można było antycypować z nastrojów w sektorze, danych cząstkowych ale również z silnego wzrostu kosztu obsługi hipoteki. Wreszcie, ceny materiałów także odegrały swoją rolę, zwłaszcza przy perspektywie ograniczonego popytu w krótkim (jak na rynek mieszkaniowy) okresie.
Znacznie lepiej wypadły z kolei inwestycje budowlane dotyczące projektów komercyjnych, gdzie odnotowano skurczenie się o skromne 0,1%. Tutaj znacznym obciążeniem była przede wszystkim kategoria dotycząca wznoszenia budynków, która spadła o 11,7%. W przypadku nakładów w wyposażenie odnotowaliśmy spadek o 2,7%. Ogółem, inwestycje ciążyły najbardziej na całościowym wyniku, odejmując od wzrostu aż 2,7 pkt. proc.
Normalizacja na zapasach i handlu
W USA, podobnie jak w innych gospodarkach świata, w ostatnich kwartałach odnotowano znaczący przyrost zapasów. Apogeum wkładu zapasów do wzrostu PKB nastąpiło w 4 kwartale ubiegłego roku z wartością przewyższającą 5 pkt. proc. W tym roku następuje jednak powolna normalizacja. W pierwszym kwartale zapasy odjęły 0,35 pkt. proc., w drugim już 2 pkt. proc. Jeśli popyt i zamówienia będą nadal spadać, firmy zostaną z zapasami, których nie potrzebują.
W przypadku handlu zagranicznego także następuje normalizacja, aczkolwiek w drugą stronę. Wkład tego komponentu do PKB w minionym kwartale wyniósł +1,4 pkt. proc. i był najwyższy od drugiego kwartału 2020. Warto zaznaczyć, że na dynamikach rzuca się w oczy przede wszystkim siła eksportu, gdzie odnotowaliśmy wzrost o 18% (usługi wzrosły o 24,2% a towary o 15,6%). Jednocześnie import wzrósł zdecydowanie skromniej, odnotowując przyrost o 3,1%. Przy okazji dodajmy, że była to najsłabsza wartość od... tak jest, drugiego kwartału 2020.
Widać zatem, że popyt krajowy powoli opada. Oczekiwane przez nas dalsze spowolnienie na rynku pracy powinno wzmacniać siłę oddziaływania tego trendu.
Ceny pozostają wysokie, ale...
O ile aktywność gospodarcza hamuje, to tempo tego pogorszenia nie było jak dotąd na tyle wysokie, aby mocniej utemperować wzrost cen. W konsekwencji deflator PKB wzrósł o 8,9% wobec wzrostu o 8,3% w pierwszym kwartale. Nieco niższą dynamikę cen ujrzeliśmy na inwestycjach (9% vs. 9,9% w Q1), a bez zmian wynik uplasował się w przypadku cen konsumpcji (7,1%).
Pewną jaskółką z wczorajszego raportu w kontekście cen może być zachowanie deflatora bazowego (po wyłączeniu cen żywności i energii), gdzie odnotowaliśmy cofnięcie do 4,4% wobec 5,2% w pierwszym kwartale. Była to najniższa wartość od pierwszego kwartału 2021.
Konkludując, raport za drugi kwartał dostarczył argumentów, aby sądzić, że tamtejsza gospodarka jest na najlepszej drodze ku prawdziwej recesji (takiej wg nazewnictwa NBER) gdzieś na przestrzeni kolejnych 12 miesięcy. Rynek pracy jednak pozostaje na razie mocny, co naszym zdaniem powinno wspierać kontynuację podwyżek stóp procentowych. Ostatecznie inflacja wciąż jest wysoka (choć mamy podstawy by sądzić, iż szczyt jest za nami), więc Fed nie będzie wg nas już odpuszczał nogi z gazu. Sytuacja powinna zmienić się znacząco na przełomie roku.