Na przestrzeni ubiegłego roku w Stanach Zjednoczonych obserwowaliśmy ciekawe zjawisko. Mianowicie, sentyment konsumentów pozostawał na niskich poziomach pomimo spadającej inflacji i utrzymującego się niskiego bezrobocia. Okazuje się, że wyjaśnienie tego fenomenu tkwi w polityce monetarnej implementowanej przez Fed. Uściślając, problem w tym, że pieniądz - a właściwie jego koszt - nie znajduje się w koszyku inflacyjnym...
Niniejszy tekst powstał na bazie artykułu kilku ekonomistów, jaki w ostatnich dniach pojawił się w dostępie publicznym. Autorzy rozpoczynają analizę od stwierdzenia, że jeszcze w grudniu 2023 sentyment konsumentów, mierzony indeksem Uniwersytetu Michigan, znajdował się jedno odchylenie standardowe poniżej swojej historycznej średniej. Jednocześnie inflacja spadała, a obraz rynku pracy pozostawał mocny, co zwykle implikowało poprawę sentymentu. Tak się jednak nie stało, a luka między faktycznym indeksem a jego estymowaną wartością wynosiła wówczas dwa odchylenia standardowe.
Z przeprowadzonego badania wynika, że zdecydowana większość tejże rozbieżności może być wyjaśniona wzrostem kosztu pieniądza (podwyżki stóp procentowych). Innymi słowy, konsumenci traktują pieniądz jako część kosztów życia (oprócz tradycyjnych dóbr i usług). Po chwili namysłu wydaje się mieć to sens. Najwyższe od 20 lat stopy procentowe doprowadziły do istotnego wzrostu kosztów hipoteki, leasingowanych aut czy dóbr nabywanych w oparciu o kredyt konsumpcyjny. Koszt kredytu nie jest odzwierciedlony w inflacji CPI, choć jak się okazuje, nie zawsze tak było. W latach 70 ten rodzaj kosztu był uwzględniony w koszyku inflacyjnym, ale jeszcze przed rozpoczęciem nowego milenium komponent ten został usunięty.
Autorzy stwierdzają, że wariancja indeksu Uniwersytetu Michigan, która nie może zostać wyjaśniona przez inflację i bezrobocie, miała historycznie wysoką korelację ze wskaźnikami związanymi ze wzrostem kosztu kredytów i chęcią banków do udzielania kredytów konsumpcyjnych. Doszli do tego wyodrębniając dwie główne składowe objaśniające indeks optymizmu konsumentów: jedną związaną z pytaniami z ankiety dot. obaw o dochody, drugą z pytaniami o obawy dot. kosztów życia. Powyższy wykres (prawy) przedstawia zbiorczo odpowiedzi na pytania z grupy pierwszej (niebieski) oraz drugiej (czerwony).
Jak się okazuje, niski poziom ogólnego wskaźnika Uniwersytetu Michigan współgra z niskimi wartościami pierwszego zestawu pytań. Jednocześnie drugi zestaw pytań, a w zasadzie odpowiedzi na nie, skorelowany jest z inflacją CPI, w tym bazową CPI. Autorzy pokazują, że wariancja drugiego zestawu (czerwona linia na prawym wykresie powyżej), która nie może być wyjaśniona zmianami inflacji, istotnie wzrosła w ostatnim cyklu. Wynika to zarówno z realnego wzrostu wydatków odsetkowych na kredyty hipoteczne oraz odsetka banków raportujących zwiększoną chęć do udzielenia kredytów konsumpcyjnych. Sytuację tę przedstawia poniższy wykres z lewej strony. Jednocześnie obawy związane z kosztem pieniądza poszybowały do najwyższego poziomu od czasu ery Volckera (prawy wykres na poniższym wykresie).
A teraz coś z cyklu, co by było gdyby... Autorzy postanowili sprawdzić jak wyglądałaby alternatywna miara inflacji, gdyby tamtejsze biuro statystyczne liczyłoby inflację według historycznej metodologii (uwzględniając koszty posiadania nieruchomości, a nie tylko imputowane czynsze jak obecnie). Dodatkowo uwzględniono jeszcze koszty związane z obsługą kredytów samochodowych czy konsumpcyjnych. Efekt? Szczyt inflacji według alternatywnej miary byłby znacznie wyższy, podobnie zresztą jak obecny poziom.
Zastępując oficjalne dane o inflacji miarą alternatywną okazuje się, że luka między faktycznymi wartościami indeksu Uniwersytetu Michigan a estymowanymi wartościami obniża się z ponad 2 odchyleń standardowych do 0,6. Innymi słowy, uwzględnienie kosztów obsługi różnej maści kredytów redukuje ponad 70% wspomnianej rozbieżności.
Wreszcie warto nadmienić, że sytuacja ta według autorów nie ogranicza się jedynie do Stanów Zjednoczonych i jedynie do bieżącego cyklu w gospodarce. W efekcie, ich zdaniem, obniżki stóp procentowych i związany z nimi spadek kosztu kredytów mają spory potencjał poprawić nastroje konsumentów. Jeśli faktycznie mieliliby rację, największa fala boomu konsumpcyjnego wciąż jest przed nami, co tyczyłoby się również krajowej gospodarki.