Seria przemysłowych indeksów PMI, którą wczoraj poznaliśmy z krajów europejskich oraz USA, potwierdziła hamowanie sektora. W ciemniejszych barwach rysuje się kondycja polskiego indeksu, który w lipcu spadł do najniższego poziomu od maja 2020. Wspólnym mianownikiem słabnącej koniunktury jest jednak obniżenie presji cenowych, które szczególnie mocno widoczne było za oceanem. Co jeszcze skrywają dane o polskim wskaźniku? Odpowiedzi staramy się udzielić w krótkiej notce poniżej.
Wtorkowy kalendarz jest w zasadzie pusty. Przed południem nie poznamy żadnych istotniejszych publikacji. Z kolei w godzinach popołudniowych opublikowane zostaną dane o wakatach w USA za czerwiec (konsensus wskazuje na dalszą ich redukcję) oraz przemysłowy indeks PMI dla kanadyjskiego przemysłu. Swoje wystąpienie będzie miał także członek Fed Evans.
Polska: Coraz słabszy PMI
Nastroje w firmach są coraz gorsze – tak przynajmniej wskazał opublikowany wczoraj PMI. Indeks spadł z 44,4 pkt. do 42,1 pkt. (tu nieskromnie przyznamy, że trafiliśmy z naszą prognozą w punkt, konsensus był nieco bardziej zachowawczy i wynosił 43,6 pkt). Jak łatwo zauważyć na wykresie poniżej, gorsze wartości odnotowywano wyłącznie w okresie kryzysu lat 2008-09 i ostatniej pandemii.
Komunikatowi do odczytu przyświeca słowo „spadek”. Nie przesadzamy – pojawiło się ono w nim 15 razy (w różnych formach: spadek, spadło itd.), w tym tylko raz w kontekście, który można uznać za pozytywny (spadek tempa wzrostu cen). Spadła więc produkcja i nowe zamówienia, zarówno na rynek krajowy jak i zagraniczny. Komentarz sugeruje, że wpływ na to miała niepewna sytuacja geopolityczna i wysokie ceny, do tego doszły niepokoje o spowolnienie w Europie. Obawy o recesję w kraju ciążyły też producentom na rynek krajowy.
Spadło zatrudnienie. Tu posłużymy się cytatem z komunikatu, bo dobrze przedstawia mechanizm: ponieważ sprzedaż i produkcja spadły, a wolne moce przerobowe były widoczne (zaległości zmniejszyły się drugi miesiąc z rzędu), odchodzący pracownicy na ogół nie byli zastępowani.
Spadła aktywność zakupowa ze strony firm, spadły stany magazynowe zapasów. Niższy popyt ze strony firm poskutkował też relatywnym luzowaniem problemów z dostawami (relatywnym, bo niektóre firmy wciąż wskazywały problemy). Spadły oczekiwania dot. przyszłości.
Można odnieść wrażenie, że jedyne co wzrosło to ceny – zarówno ceny producentów, jak i dóbr finalnych. Tu znów posłużymy się wprost komunikatem: firmy nadal przerzucały wyższe koszty na klientów, gdy tylko było to możliwe. Choć, jak pisaliśmy wyżej, samo tempo wzrostu cen było niższe (najniższe o 20 miesięcy).
Po tych dość przygnębiających wnioskach, warto przypomnieć, że PMI to nie twarde dane, tylko miara nastrojów w firmach. W statystykach GUS jeszcze tak wyraźnego pogorszenia się sytuacji w przemyśle nie widać, choć należy się go spodziewać w nadchodzących kwartałach. Naszym zdaniem niski PMI nie jest też sugestią natychmiastowego tąpnięcia PKB (wynik za II kwartał tego roku szacujemy na 6,3% r/r, późnej będzie już coraz wolniej). Nie zmienia to jednak faktu, że spowolnienie jest na horyzoncie, a nam zostaje przypomnieć, że nasza prognoza wzrostu PKB na przyszły rok to ledwie 0,4% r/r.
Garść newsów makroekonomicznych
∙ Strefa euro: Indeks PMI dla przemysłu obniżył się w lipcu do 49,8 z 52,1. Dane okazały się jednak marginalnie lepsze od konsensusu. Słabsze odczyty w ujęciu miesięcznym dotyczyły wszystkich kluczowych gospodarek bloku.
∙ Niemcy: Indeks PMI dla przemysłu obniżył się do 49,3 wobec 52,1 w czerwcu.
∙ USA: Przemysłowy indeks ISM spadł w lipcu do 52,8 wobec 53 w lipcu. Dane były lepsze od oczekiwań. Zagłębiając się w odczyt można przede wszystkim zauważyć znaczny spadek subindeksu cen, który obniżył się aż o 18,5 pkt. Co ważne, spadek ten nie wynikał wyłącznie z obniżenia się odsetka oczekującego wolniejszego wzrostu cen, ale również ze wzrostu odsetka oczekującego spadku cen. Jest to oznaka, że szczyt momentum amerykańskiej inflacji może być już za nami. Jednocześnie kilkupunktowe wzrosty odnotowaliśmy w przypadku komponentów zatrudnienia, zapasów oraz importu.
Werdykt? Koniunktura w przemyśle kontynuuje schładzanie. Najciekawszym elementem raportu jest jednak naszym zdaniem sytuacja cenowa. Po wielu miesiącach ekscesów (wartości indeksu cenowego >70/80pkt.) nastąpił szybki powrót do okolic 60pkt.. To nadal oznacza rosnące ceny, ale jest to tempo absolutnie spójne z sytuacją koniunkturalną. Droga odbyta przez indeks cenowy to różnica między kwadratem szarym (rok temu), a czerwonym (lipiec).
Również z USA poznaliśmy indeks PMI dla przemysłu, który spadł do 52,2 z 52,7 w czerwcu.
∙ Australia: Zgodnie z oczekiwaniami, tamtejszy bank centralny podniósł stopy procentowe o 50pb do poziomu 1,85%.
∙ Polska: Albo znaczne ograniczenie podwyżek planowanych przez firmy energetyczne i gazowe, albo wręcz zamrożenie cen dla klientów indywidualnych. Takie warianty analizuje rząd.
Z wyliczeń, do których dotarł DGP, wynika, że zamrożenie cen gazu tylko dla gospodarstw domowych to dla budżetu koszt 23 mld zł (wypłacanych w rekompensatach dla dostawców). W przypadku energii elektrycznej to 13 mld zł. Gdy do tego doliczymy jeszcze dodatek węglowy, nad którym pracuje parlament, wychodzi ponad 47 mld zł. Z kolei ewentualne rozciągnięcie tych rozwiązań na małe i średnie firmy – co również jest analizowane w rządzie – będzie oznaczać dodatkowy wydatek 36 mld zł. W wariancie maksymalnym mowa więc o pakiecie kosztującym ponad 80 mld zł, co stanowi więcej niż 2,5 proc. PKB.