Od pewnego czasu na rynkach finansowych panuje konsternacja. Ewidentnie brak jest wyraźnego zapalnika do śmielszego grania jakiegoś scenariusza. Wczorajsza sesja wpisała się w ten ton. Sprzyjał temu relatywnie pusty kalendarz wydarzeń makroekonomicznych. W związku z tym postanowiliśmy przyjrzeć się gorącemu ostatnio w Polsce tematowi - ukraińskiemu zbożu.
Co nas dzisiaj czeka?
Przed nami stosunkowo spokojny dzień. W kalendarzu tylko finalny HICP dla strefy euro i Beżowa Księga z USA.
Co widać w danych GUS o imporcie z Ukrainy?
Temat importu zbóż z Ukrainy zawitał ostatnio na pierwsze strony gazet. Do tej pory pozostawał on nieco poza naszym makroekonomicznym radarem. Nie ma co ukrywać – wciąż nie czujemy się ekspertami w temacie importu zbóż, czy szerzej produktów pochodzenia roślinnego z Ukrainy. Postanowiliśmy jednak spojrzeć w dane GUS o imporcie i eksporcie z Polski i przedstawić „co widać”. Do tego nie potrzeba wiele „eksperckości”.
Produkty pochodzenia roślinnego w statystyce GUS to m.in. zboża, owoce, warzywa, nasiona oleiste, ale też drzewa, produkty przemysłu młynarskiego, gumy i żywice, materiały roślinne do wyplatania itd. To więc całkiem szeroka gama. Żeby ominąć kwestie wpływu zmian cen na rynkach światowych (również zmian cen w obliczu wojny) postanowiliśmy analizować dane podawane jako masa (nie wartość w zł). Trzeba mieć to na uwadze patrząc na poniższe wykresy – kilogram kilogramowi równy, ale wartość ekonomiczna poszczególnych kategorii może się już znacząco różnić.
Przejdźmy do wykresów. Skok importu z Ukrainy po wybuchu wojny jest silnie widoczny. Poniżej prezentujemy dane miesięczne, które GUS zaraportował do końca lutego tego roku. Jednostki na wykresach to kilogramy (masa netto), nie tony. Chcąc uzyskać miliony ton (czyli jednostkę bardziej popularną), należy wszystko przeskalować w dół o 1000. Przestrzegamy przed wnioskowaniem dot. spadku importu w ostatnich miesiącach – to zmienna charakteryzująca się sezonowością (żniwa). Co więcej, wzrost importu z Ukrainy jest na tyle zauważalny, że silnie wpłynął na zachowanie importu produktów pochodzenia roślinnego ogółem (nie ma się co dziwić, to wszak jego spora część).
Importowane było głównie zboże i nasiona oleiste (tu wracamy do naszej przestrogi, że prezentujemy masę; inna jest rynkowa wartość kilograma truskawek i kilograma pszenicy).
Wśród zbóż na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się import kukurydzy:
Jak ma się to do eksportu z Polski? Wspomniane produkty miały tylko przejeżdżać przez Polskę, a obecne problemy związane są z tym, że mówiąc w skrócie: tak nie było. Powinniśmy widzieć to zestawiając dane importowe z eksportem. Może to pozwolić na pewne oszacowanie skali zjawiska.
W danych miesięcznych niewiele widać. Eksport charakteryzował się sporą zmiennością, a jego zachowanie może być powodowane również innymi czynnikami (np. cenami globalnymi, podażą w Polsce itd.). Nie umiemy "szybko" oddzielić tych czynników. Spróbujmy jednak tak przekształcić te dane, aby wszystko było widoczne jak na dłoni. W tym celu przedstawimy eksport zboża z Polski oraz import z Ukrainy w ujęciu narastającym od stycznia 2021. Jeśli zwiększony import (to już ustaliliśmy) nie znajdzie pokrycia w zwiększonym eksporcie (to próbujemy ustalić), sprawa jest rozwiązana i można wnioskować, że zboże nie wyjechało. Badamy więc stosunek importu do eksportu. Wygląda to tak:
Od czasu wojny obserwujemy wyraźny skok (wartości śladowe vs kilkanaście procent). Medialno-rządowo-rolnicze doniesienia mają więc swoje odzwierciedlenie w tym co widzimy w danych GUS. Zboże wjechało, ale trudno tu mówić o tym, że podążało tylko tranzytem. Raczej było na bieżąco przetwarzane i składowane. Obecnie trwają prace, aby to zalegające w elewatorach opuściło kraj. Będzie to miało bardzo ciekawe implikacje dla inflacji. Globalne ceny pszenicy spadły od szczytów o mniej więcej połowę. Z ewidentną nadpodażą w kraju była szansa na spadki zapewne o większej skali (inna sprawa, że do tej pory dostosowanie cen krajowych było raczej dość opieszałe). W tym momencie scenariusz ten należy raczej odłożyć ad acta. Co więcej, w środowisku szybko rosnących płac, przeświadczenia (konsumentów i obserwatorów), że żywność drożeje, łatwiej będzie znów "sprzedać" historię, że ceny produktów zbożowych nie spadają (a może nawet i rosną), bo 1) wprowadzono zakaz importu, 2) prowadzi się intensywne prace nad zwiększeniem eksportu, 3) trudno w takiej sytuacji, aby ceny hurtowe się obniżały (zwłaszcza, że rolnicy pewnie będą chcieli utrzymać podaż jak najdłużej, aby skorzystać na większym zbilansowaniu rynku w ciągu kilku miesięcy).
Garść newsów makroekonomicznych
∙ Polska: Wg wiceministra finansów Sobonia, koszt pomocy dla rolników nie powinien generować znacznego transferu środków z sektora publicznego.
∙ Niemcy: Indeks oczekiwań inwestorów instytucjonalnych odnośnie do wzrostu gospodarczego spadł w kwietniu do 4,1 wobec 13 miesiąc wcześniej. Był to jednocześnie drugi miesiąc normalizacji załączonego niżej szeregu czasowego. Wygląda więc na to, że po fazie poprawy nastrojów spowodowanych łagodniejszą zimą sytuacja ustabilizowała się.
∙ USA: Wczorajsze dane z rynku nieruchomości nie były jednoznaczne. Z drugiej strony wydaje się, że najgorsze możemy mieć już za sobą. Ryzykiem dla tego poglądu jest kontynuacja cyklu podwyżek stóp wyraźniej powyżej 5%, co naszym zdaniem nie jest scenariuszem bardzo prawdopodobnym.
∙ Wielka Brytania: Marcowa inflacja wyraźnie pobiła rynkowy konsensus rosnąc w ujęciu miesięcznym o 0,8%. Mediana oczekiwań ankietowanych ekonomistów oscylowała w pobliżu 0,5%. Podobnej skali zaskoczenie nadeszło także w przypadku inflacji bazowej: 0,9% vs. 0,6%. W rezultacie, wbrew oczekiwaniom, inflacja ogółem nie zdołała obniżyć się do jednocyfrowego poziomu. Dane te powinny utrzymać presję na Bank Anglii w kontekście kolejnej podwyżki stóp procentowych w przyszłym miesiącu.