Sprzedaż detaliczna w cenach stałych wzrosła w sierpniu o 0,5% r/r. To wynik znacznie poniżej rynkowego konsensusu (2,6% r/r) i bliski naszej prognozy (oczekiwaliśmy 0% r/r). Po szybkim odbijaniu sprzedaży w poprzednich miesiącach, teraz kategoria ta złapała lekką zadyszkę. Obecnie scenariusz bazowy to trend boczny (ewentualnie niewielkie wzrosty). Pora na przyspieszenie przyjdzie w 2021 roku.
Dane sugerują, że okres realizacji odłożonego popytu z początków pandemii się skończył. Do głosu zaczynają dochodzić problemy konsumenta, który boryka się np. z obniżonymi dochodami, czy niepewnością dot. przyszłej sytuacji zawodowej (ta może być dodatkowo wzmacniana rosnącą liczbą zachorowań). Wynik sprzedaży na poziomie +0,5% r/r jest spójny z obrazem zachowań konsumentów widocznym w wydatkach kartowych. Te wskazywały na znaczący spadek zakupów towarów i lekkie odbicie w sferze usług. Odbicie w usługach mogło dodatkowo zmniejszyć popyt na towary - gospodarstwa domowe mogły przestać substytuować część usług pracą w domu. Jeśli byłaby to prawda, to implikacje niższej sprzedaży detalicznej dla konsumpcji prywatnej nie byłyby takie złe. Strata na towarach skompensowałaby się przyrostem w usługach. Podkreślmy jednak, że jest to hipoteza. Łączne wydatki kartowe były w sierpniu niższe niż w lipcu.
Do szczytu sprzedaży z lutego wciąż brakuje 1,1% - niemalże tyle co miesiąc wcześniej (w lipcu brakowało 1,3%). Kolejne miesiące również powinny przynieść coraz wolniejsze odrabianie strat. Przypomnijmy, że spadek tempa nadrabiania zaległości implikuje coraz większe straty do trendu sprzed pandemii.
Źródło danych: GUS
Jak sprzedaż wygląda w szczegółach? Słabo. Na pierwszy ogień wysuwa się dość silny spadek sprzedaży samochodów. Nie jest to jednak coś nietypowego dla sierpnia. Prawdopodobnie należałoby oczekiwać lepszego września. Ale czy na pewno? Biorąc pod uwagę trend na poszukiwanie aut z rynku wtórnego (szybciej dostępne, tańsze) wcale nie jest to takie oczywiste. Dodatkowo, cała kategoria obejmuje też sprzedaż części samochodowych. Nie wspominając o tym, że przy obniżeniu optymizmu konsumentów na niektórych naprawach można oszczędzić (odłożyć przegląd, rzadziej wymienić olej), jest to jedna z kategorii sprzedaży, która wprost zależy od natężenia ruchu. To jest mniejsze, a więc i perspektywa szybkiego powrotu do normalności też nie jest automatyczna. Podobnie słabo należy ocenić sprzedaż żywności - być może tu widać powrót restauracji (zobaczymy, czy to samo pokaże się w hurcie). RTV i AGD oraz odzież i obuwie również wypadły sporo gorzej (m/m) niż rok wcześniej. To naszym zdaniem potwierdza tezę, że po okresie nadrabiania zakupów trend się wypłaszczył i dopiero teraz będziemy obserwować prawdziwą kondycję sprzedaży. Scenariuszem bazowym na najbliższe miesiące jest trend boczny, ewentualnie niewielkie wzrosty sprzedaży (poniżej wzrostu z poprzedniego trendu). Konsument wróci do gry w 2021 roku, kiedy w głowy wleje się więcej optymizmu (odwrót koronawirusa, szczepionka), a portfele zaczną się powiększać szybciej z uwagi na przyspieszenie płac.
Ciekawie przedstawia się sprzedaż przez Internet. Jej udział to już tylko 6,1% względem 5,6% obserwowanego na początku roku. W trakcie zamknięcia gospodarki notowano nawet poziomy 11,9% (kwiecień). Powolne zbieganie się dynamik handlu tradycyjnego i internetowego widać także doskonale na wykresie. Jedna kategoria sprzedaży - odzież i obuwie - notuje już niższy udział handlu internetowego niż przed pandemią (15,7% vs 17,1% w styczniu). Nie znamy szeregu czasowego, aby stwierdzić, czy to jest efekt sezonowy, jednak od szczytu w kwietniu (61,3%) kategoria ta systematycznie traci udział na rzecz sprzedaży tradycyjnej.