Tempo wzrostu liczby miejsc pracy w amerykańskiej gospodarce spadło do 200-300 tys. W normalnych warunkach byłby to świetny wynik. Obecnie nadal jednak "utraconych" jest jeszcze 10 mln miejsc pracy, a różnego rodzaju świadczenia pomocowe pobiera około 20 mld Amerykanów. Kończą się one na początku przyszłego roku i oprócz samego stanu rynku pracy (kruchość + wytracanie rozpędu) będzie stanowić to poważny problem dla dochodów gospodarstw domowych i ich siły nabywczej o ile tylko nie pojawią się nowe transfery fiskalne.
245 tys. całościowo i 344 tys. w sektorze prywatnym - to liczba miejsc pracy stworzona w amerykańskiej gospodarce (ankieta przedsiębiorstw) w listopadzie. Wzrosty zatrudnienia nie tylko gasną w zakresie rozmiaru, ale także stają się coraz mniej powszechne w obrębie wszystkich badanych branż prywatnych, a także samego przetwórstwa przemysłowego.
Tymczasem do stanu zatrudnienia sprzed pandemii (luty) brakuje około 10 milionów osób. Przy bieżącym tempie kreacji miejsc pracy powrót do stanu zatrudnienia z początku roku trwałby ponad 3 lata. To i tak nieźle w porównaniu do globalnego kryzysu finansowego, kiedy poziom zatrudnienia wyrównywał się przez lat 6. Można jednak domniemywać, że z uwagi na obostrzenia epidemiczne oraz postępującą restrukturyzację gospodarki tempo kreacji nowych miejsc pracy jeszcze przejściowo zwolni i pojawi się więcej zwolnień. Co ciekawe, proces odbudowy rynku pracy po globalnym kryzysie finansowym był równoległy do poprzedniego trendu zatrudnienia tj. w międzyczasie nie wystąpiło szybsze tempo wzrostu miejsc pracy z uwagi na wypracowaną w kryzysie "dziurę" w zatrudnieniu. Zatrudnienie spadło, po czym rosło w czasie ożywienia tylko tak szybko jak poprzednio. Ekstrapolacja ostatnich miesięcy zamian zatrudnienia sugeruje, że obecnie scenariusz ten zmierza do powtórzenia (oczywiście inna będzie tym razem postawa władz monetarnych i być może fiskalnych).
Długość tygodnia pracy nie zmieniła się. Wzrosły zarobki godzinowe (+0,3% m/m). Prawdziwy trend zobaczymy dopiero za kilka miesięcy, gdy wyczyszczą się wszystkie efekty kompozycyjne związane z dużymi zwolnieniami (osoby tracące prace zarabiały relatywnie mniej, przez co średnie zarobki osób, które utrzymały zatrudnienie były wyższe). Podczas odbudowy rynku pracy po globalnym kryzysie finansowym przez bardzo długi czas płace utrzymywały się nisko z uwagi na powroty na rynek pracy osób, które wcześniej go opuściły i te, których płaca progowa była niska. Ten efekt też prawdopodobnie powtórzy się teraz. Postępująca automatyzacja powinna działać w kierunku względnego obniżenia się płac osób zastępowanych maszynami (i zwiększać będzie się wynagrodzenie kapitału kosztem pracy).
Stopa bezrobocia spadła do 6,7%. Wynika to jednak z odejść poza zasób pracy. Stopa aktywności zawodowej obniżyła się. Samo zatrudnienie (liczone w ankiecie dot. gospodarstw domowych, a więc w metodyce BAEL) obniżyło się. Być może jest to powtórka efektów wiosennych, kiedy osoby tracące prace w sektorach wrażliwych na funkcjonowanie w warunkach epidemicznych nawet nie podejmowały się szukania pracy, bo wiedziały że i tak na razie jej nie znajdą. Kiepskie wieści płyną też z rozbioru typów bezrobotnych. Coraz większą część (i to typowe dla recesji) stanowią osoby, które nie są zwolnione tymczasowo, lecz bezpowrotnie.
W ubiegłym tygodniu pisaliśmy krótką analizę o zarejestrowanych bezrobotnych (i osobach objętych różnego rodzaju wsparciem rządu federalnego i władz stanowych). Pozwolimy sobie na jej ponowne skrótowe przytoczenie w tym miejscu.
Całkowita liczba osób pobierających różnego rodzaju zasiłki (dane do 14 listopada) to 20 mln, z tego 5,9 mln figuruje jako zarejestrowani bezrobotni z programów stanowych (czyli ci, co po pierwszej rejestracji zarejestrowali się ponownie) a 14,1 mln pobiera zasiłki dodatkowe (PUA, PEUC, EB). Widać też (tu znów na chwilę wracamy do strumienia), że bezrobotni pobierający wcześniej świadczenia, które się zakończyły, lądują w extended benefits (EB - zależne od poziomu bezrobocia w danym stanie, uruchamiane powyżej 6,5%), które również w najbliższym czasie będą zamykane z uwagi na obniżenie stopy bezrobocia. Obecnie pobiera je około 700 tys. osób. PUA i PUEC kończą się 26 grudnia. Biorąc pod uwagę tydzień poślizgu między zakończeniem programu a wyzerowaniem świadczeń, od nowego roku 13,4-14,1 mln Amerykanów (nie licząc dodatkowych, potencjalnych rejestracji w związku z nowymi restrykcjami) straci dodatkowe środki i świadczenia (około 10% siły roboczej). To będzie duży problem dla utrzymania siły nabywczej, zwłaszcza że rynek pracy nie będzie w stanie szybko tych ludzi zaabsorbować.