Zostawiamy za sobą serię pozytywnych zaskoczeń w listopadowych danych. Zaczęło się od rynku pracy, a skończyło na sprzedaży detalicznej. -5,3% r/r w cenach stałych to bardzo dobry wynik biorąc pod uwagę zamknięcie galerii handlowych. W grudniu zrealizują się zakupy świąteczne i część odłożonego popytu z listopada. Sprzedaż będzie co najmniej spadać wolniej.
Wynik sprzedaży jest lepszy zarówno od konsensusu rynkowego, jak i naszej prognozy. Bardzo ciekawie wygląda sprzedaż w ujęciu odsezonowanym. GUS podał tylko -0,6% m/m i choć oczywiście odsezonowanie na końcu próby jest niskiej jakości, dość dobrze obrazuje to obecną sytuację, w której spadki sprzedaży są dużo mniej intensywne niż te wiosenne.
Opracowanie własne na podstawie danych GUS.
Przyczyny tej sytuacji można byłoby mnożyć. Mniej dotkliwe restrykcje (zamknięcie części, ale nie całości działalności), mniejsze spadki mobilności, realizacja części odłożonego popytu z poprzednich miesięcy (wbrew pozorom efekt świąt i perspektywa jednorazowych, większych wydatków sprzyjają wykorzystaniu nagromadzonych oszczędności). Tegoroczne Black Friday (week) mogło być kolejna okazją do wydawania. W grudniu sytuacja sprzedaży powinna się poprawić, czemu sprzyjać będą dodatkowe niedziele handlowe oraz realizacja wydatków świątecznych. Być może nie uda się wyjść na plus w ujęciu rocznym, ale można celować w zmniejszenie ujemnej dynamiki rocznej.
Jak to wygląda po sekcjach? In minus wyróżniają się te sekcje, które w największym stopniu dotknęło zamknięcie galerii handlowych. Wciąż niekwestionowanym liderem sprzedaży jest kategoria meble, RTV i AGD.
Źródło: GUS.
Na nowy rok stawiamy sobie cały czas te same pytanie odnośnie sprzedaży detalicznej. Czy nastąpi szybkie odbicie w kierunku lutowego (odsezonowanego) strumienia sprzedaży? I czy po tym odbiciu konsumpcja <<od razu>> zacznie szybko rosnąć w kolejnych miesiącach. Nadal mamy sporo wątpliwości.
Praktycznie całkowite odmrożenie gospodarki na wiosnę nie spowodowało powrotu strumienia sprzedaży ani do poziomu z lutego, ani tym bardziej do trendu (ta sztuka udała się, co ciekawe, w USA). Być może w grę wchodzi niski optymizm konsumentów i strach przed wirusem (badania koniunktury pokazują, że wciąż jest on znaczący wśród ankietowanych). Jeśli to właśnie strach rozdaje karty, to konsumenci nie pozbędą się go do czasu wygaszenia epidemii i spadku przypadków (i zgonów) w okolice zera. Ze strachem, czy bez, wyłączanie obostrzeń sprawi, że strumień sprzedaży będzie wracał do punktu wyjścia.
Czy jednak po tym nadrobieniu konsumpcja/sprzedaż będzie od razu szybko rosła? Obstawiamy, że konsumenci będą na początku dość ostrożni, bo oczekiwania względem przyszłości będą w dużej mierze kształtowane przez oczekiwania względem płac i rynku pracy. Naszym zdaniem do czasu wyraźnego rozpędzenia się gospodarki (być może to nawet scenariusz dopiero na 2022 rok) trudno będzie o przywrócenie zatrudnienia do poziomów sprzed pandemii. Przyduszone będą też płace. W tej sytuacji dodatkowe oszczędności (majątek) wcale nie muszą masowo być przeznaczane na konsumpcję. Oszczędności wygładzają przed wszystkim spadki konsumpcji w czasie. Nie ma gwarancji ich szybkiego wydawania. Szok związany z koronawirusem mógł obniżyć oczekiwania odnośnie dochodu trwałego dla dużej części gospodarstw domowych, przez co przez pewien czas konsumpcja może mieć fundamentalne podstawy do nieco niższego wzrostu przy czym preferencja do utrzymania nieco wyższych oszczędności (majątek) może się utrzymywać.
W 2021 roku sprzedaż/konsumpcja będzie rosła, ale mamy wątpliwości odnośnie jej skokowego startu oraz super-szybkiego wzrostu. To raczej scenariusz dopiero na 2021-2022 rok, kiedy ożywienie okrzepnie.