Tak wyglądała sekwencja odczytów PMI w piątek. Zawiodły zarówno dane dla strefy euro jak i dla USA. Największy spadek wskaźnika odnotowano w amerykańskich usługach. Obraz koniunktury jest spójny. Zaczęło się od podaży, obecnie obserwujemy spadki popytu z uwagi na wzrosty cen i niepewność. Wkrótce dojdzie kolejny element hamowania: reakcja na politykę pieniężną i fiskalną.
Na początek strefa euro. Tu wskaźnik composite obniżył się z 52 do 49,4 pkt. co jest najgorszym wynikiem od półtora roku. Słabo radził sobie indeks dla przemysłu (49,6 pkt.), wciąż nieco powyżej 50 pkt pozostaje wskaźnik dla usług (50,6 pkt., tu zdają się pomagać usługi we Francji, w przypadku Niemiec oba indeksy są już poniżej 50 pkt.).
W przemyśle spadły zarówno produkcja jak i nowe zamówienia. Jak wskazano w komunikacie, gdyby ominąć okres "covidowy" to spadek nowych zamówień był najsilniejszy od 2012 roku. Warto podkreślić, że nie był to też wyjątek - zamówienia spadają już od 3 miesięcy. Do spadków zamówień w przemyśle doszedł też spadek popytu w usługach. Zwracano uwagę, że za spadek popytu mogły odpowiadać rosnące koszty życia konsumentów (czyli spadek realnego dochodu powodowany inflacją) oraz pogoda (to akurat dobry sygnał, zdarzenie losowe, trudno przypisać mu długotrwały wpływ).
Do słabej kondycji popytu zarówno ze strony firm jak i konsumentów dołączyły obawy o kwestie surowcowe i wzrosty cen. Spowodowało to lekkie złagodzenie presji na łańcuchy dostaw (firmy ograniczały produkcję, nie potrzebowały więc tylu komponentów do produkcji). Co ciekawe, jak wskazano w komunikacie, skutkowało to sporym wzrostem stanów magazynowych i największym nagromadzeniem niesprzedanych wyrobów gotowych jakie odnotowano w badaniu. Fenomen zapasów, który widoczny był w odczytach PKB z ostatnich kwartałów, może teraz oddziaływać w odwrotnym kierunku, tzn. można spodziewać się zwiększonej podaży niesprzedanych towarów (co może jeszcze ograniczać produkcję, powinno też łagodzić presję na wzrost cen). Spadł również popyt na inny czynnik produkcji - pracę. Wskaźnik zatrudnienia znalazł się na najniższym poziomie od 15 miesięcy.
Obraz koniunktury w USA nie był lepszy. Tu również po wyłączeniu okresu "covidowego" odnotowano najsilniejszy spadek indeksu od wielu lat - dokładniej od 2009 roku. Główną rolę w spadku wskaźnika composite z 52,3 pkt. do 47,5 pkt. odgrywał indeks dla usług (spadek z 52,7 pkt. do 47 pkt.). Indeks przemysłowy radził sobie dużo lepiej (również lepiej w porównaniu do strefy euro, choć przypominamy, że porównywanie PMI pomiędzy gospodarkami nie jest najlepszym pomysłem). Spadł tylko do 52,3 pkt. (z 52,7 pkt.).
Historia kryjąca się za spadkiem wskaźnika nie różniła się nadmiernie od tej, którą przedstawiono dla strefy euro. Konsumentom ciążyły kwestie inflacyjne. Do tego doszedł też wzrost stóp procentowych. Spadły zamówienia eksportowe (co nie dziwi biorąc pod uwagę słabnięcie popytu np. w strefie euro), ale nowe zamówienia ogółem odnotowały lekki wzrost (po słabym czerwcu). Wzrost zatrudnienia również nie imponował - był najsłabszy od lutego.
Nie ma co się silić na wyszukane podsumowanie piątkowych danych o koniunkturze w USA i strefie euro - gospodarki spowalniają i można spodziewać się równie słabych odczytów w kolejnych miesiącach.