Patrząc na wczorajsze dane GUS, można sądzić, że nawet nie jeden! Listopad był kolejnym miesiącem, w którym gospodarka "nie chciała się poddać". Pomimo wyraźnego spowolnienia na horyzoncie, zarówno produkcja przemysłowa, jak i rynek pracy, trzymały się nieźle.
Przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw: 2,3% r/r
Zaczniemy od najmniej gorącego tematu, czyli zatrudnienia. Tu nie wydarzyło się wiele, co wcale nie musi być złą informacją. Przyrost zatrudnienia o 6,6 tys. osób w listopadzie plasuje się w średniej z ostatnich lat.
Również patrząc w perspektywie całego roku, zmiany z ostatnich miesięcy są zbieżne z tym co widzieliśmy w zeszłym (dużo lepszym, jeśli chodzi o perspektywy gospodarcze) roku. Wziąwszy pod uwagę perspektywy na nadchodzący rok, które przekładają się np. na nastroje w firmach (choćby widziane oczami PMI), to zatrudnienie sprawia wrażenie opornego na ww. kwestie.
Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw: 13,9% r/r
Płace w ostatnich miesiącach lubią zaskakiwać i to zaskakiwać w górę. Nie inaczej było tym razem - wynik 13,9% r/r przebił o 1pp zarówno naszą jak i konsensusową prognozę. Nie ma tu jednej kategorii odpowiedzialnej za zaskoczenie.
Ponad trend wybiły się płace w górnictwie, a to za sprawą wcześniejszych wypłat barbórkowych premii i dodatków inflacyjnych.
Problem w tym, że to zakładaliśmy w naszej prognozie. Zaskoczenie przyszło więc w większości z pozostałych kategorii. Wysoką miesięczną dynamikę widać też w danych po wyłączeniu płac w górnictwie i energetyce.
Komentarz GUS wskazuje na podwyżki wynagrodzeń, wypłaty premii z powodu inflacji (te nie musiały być tylko w górnictwie) oraz rozliczenia wynagrodzeń za pracę w godzinach nadliczbowych. Ten ostatni czynnik spójny jest z dobrymi wynikami produkcji przemysłowej. Rozbicie na kategorie wskazuje, że wzrosty wynagrodzeń rozlały się szeroko po wielu sektorach:
Silny rynek pracy powinien być wsparciem dla konsumpcji. Problem w tym, że siła rynku pracy to dziś w dużej mierze siła nominalna. W ujęciu realnym, fundusz płac jest od kilku miesięcy poniżej zera, a konsumpcja hamuje.
Produkcja sprzedana przemysłu: 4,6% r/r
Zaskoczenie w górę przyszło też ze strony produkcji przemysłowej. Tu jednak dużo łatwiej wskazać "winnego".
Jest nim produkcja w kategorii wytwarzania energii. Wprost widać to na wykresie poniżej:
To kategoria, z której trudno wyciągać szersze wnioski o stanie całej gospodarki (szczególnie biorąc pod uwagę skalę ostatnich wahnięć). Dużo lepiej nadaje się do tego przetwórstwo przemysłowe. To pozostaje w trendzie. Podobnie jak w przypadku zatrudnienia, brak dużych zmian to dobra informacja, bo spowalnianie PKB powinno implikować też wolniejszą produkcję w przetwórstwie. Ta zwalnia ale bardzo ostrożnie:
To, że wynik "pod kreską", nie oznacza jeszcze nic strasznego, najlepiej widać, patrząc na indeks przetwórstwa przemysłowego. Ta wciąż pozostaje wysoko nad trendem.
Ceny producentów: +20,8% r/r
Dynamika cen producentów znalazła się w listopadzie na poziomie 20,8%. Przetwórstwo przemysłowe znalazło się na minusach m/m, częściowo z uwagi na spadki cen koksu i ropy naftowej (-7,6%), ale także dzięki zatrzymaniu (czy to efekt jednorazowy?) presji na ceny z wyłączeniem tych elementów (-0,4% - modele wskazywały sporo wyżej, bo +0,2-0,3%). Ceny wyznaczają wyraźny szczyt dynamik rocznych a do gry wejdzie potężna baza statystyczna, którą ciężko będzie pobić.
W konsekwencji jednocyfrowe zmiany cen producentów są w zasięgu nawet w pierwszej połowie roku. Zagwozdką dla tego scenariusza jest przede wszystkim to, czy transmisja szoku energetycznego już się zakończyła. Z drugiej strony mamy nawis zapasów, który przynajmniej w krótkim terminie i przy ograniczonym popycie będzie wywierał dodatkową, spadkową presję na ceny. Scenariusz dezinflacji wygląda obiecująco i po szczytach inflacji CPI na początku roku może czekać nas seria zaskoczeń w dół. Mamy jednak wątpliwości, czy po tym tymczasowym dostosowaniu otwarta jest już droga do celu inflacyjnego, zwłaszcza jeśli popyt w gospodarce globalnej zacznie się stabilizować (efekt niższych cen), a płace nominalne będą szybko rosły (dwucyfrowo). To może otwierać pole do niespodzianek w drugiej połowie roku, kiedy ważyć będą się obniżki stóp procentowych (uważamy, że możliwe są dopiero w 2024).