W drugim kwartale amerykańska gospodarka wpadła w tzw. techniczną recesję (dwa z rzędu kwartały z ujemną dynamiką wzrostu gospodarczego). Tymczasem w lipcu zatrudnienie tamże wzrosło o ponad pół miliona, znacząco przewyższając oczekiwania rynku. Co więcej, raport z rynku pracy okazał się dużo lepszy od konsensusu w zasadzie na każdym froncie. Naszym zdaniem takie zachowanie rynku pracy otwiera jeszcze szerzej drzwi dla Fed do kontynuacji zacieśniania polityki pieniężnej. To oczywiście nie znaczy, że Fed o obawach o spowolnieniu zapomni (po prostu dostał kolejny argument za podwyżką).
W lipcu amerykańska gospodarka dodała 528 tys. miejsc pracy, przy oczekiwaniach wskazujących praktycznie na dwukrotnie gorszy wynik. Dodatkowo, lekkiej rewizji w górę poddany został odczyt za czerwiec. Patrząc po branżach, nie było takiej w poprzednim miesiącu, która odnotowałaby spadek. Najlepsze wyniki pojawiły się w przypadku edukacji, służby zdrowia, usług związanych z wypoczynkiem oraz usługach profesjonalnych. Co również godne uwagi, poziom zatrudnienia ostatecznie zdołał osiągnąć swój pułap sprzed wybuchu pandemii.
Podobnie sytuacja ma się ze stopą bezrobocia, która w lipcu uplasowała się na poziomie 3,5%, względem 3,6% w czerwcu. Poziom ten jest tożsamym z tym zarejestrowanym przed pandemią. Ponadto, rozszerzając stopę bezrobocia między innymi o osoby zatrudnione poniżej swoich kwalifikacji okazuje się, iż ta wyniosła 6,7% (bez zmian względem poprzedniego miesiąca, aczkolwiek już niżej niż z czasu sprzed pandemii). Naszym zdaniem świadczy to również nie tylko o ilościowej, ale także jakościowej poprawie na tamtejszym rynku pracy. Podobne wnioski można wyciągnąć też z danych dotyczących długości pozostawania na bezrobociu. Mianowicie, liczba osób ze statusem bezrobotnego powyżej 27 tygodni po raz kolejny uległa obniżeniu. Aktualnie znajdujemy się już na poziomach tuż po oficjalnym zakończeniu recesji pandemicznej w definicji NBER. Łyżką dziegciu może być w dalszym ciągu niska aktywność zawodowa, której stopa obniżyła się w lipcu o 0,1 pkt. proc. do 62,1%.
Recesji nie widać także po danych o wynagrodzeniach. Te dalej żwawo rosną i jak dotychczas nie wykazywały większych oznak spowolnienia. W lipcu przeciętne godzinowe zarobki wzrosły w ujęciu miesięcznym o 0,5%. Było to wartością powyżej konsensusu. Jednocześnie dane za czerwiec zostały lekko zrewidowane w górę. W ujęciu rocznym taki wynik przełożył się na wzrost o 5,2%. W efekcie, nominalny fundusz płac kwitnie, a przeciętna tygodniowa płaca coraz bardziej odkleja się od wieloletniego trendu. To jednak w dużej mierze efekt inflacji. Tym samym taki obraz nie świadczy o rosnącej sile nabywczej konsumentów. Przy okazji warto dodać, że konsumenci starają się podtrzymać ową siłę poprzez coraz większe wykorzystanie kredytu.
O spowolnieniu rynku pracy nie ma również mowy w przypadku przeciętnej liczby przepracowanych godzin, która w lipcu wyniosła 34,6. W czerwcu liczba ta wyniosła 34,5. Ponadto, cofając się do okresu sprzed pandemii możemy zauważyć, że obecnie średnia liczba przepracowanych godzin w tygodniu jest wyższa. Wydaje się, że ewentualne oznaki spowolnienia popytu na pracę powinny w pierwszej kolejności odkładać się w ograniczaniu liczby godzin, a nie samym zatrudnieniu. Dotychczas pierwsze oznaki słabości nadchodzą w postaci kurczącej się liczby wakatów.
Naszym zdaniem lipcowy raport z rynku pracy daje wyraźny sygnał dla Fed, aby ten mógł kontynuować zacieśnianie polityki pieniężnej w dość agresywny sposób. W związku z tym jest wysoce prawdopodobne, że we wrześniu ujrzymy po raz kolejny podwyżkę o 75pb. Należy zauważyć, że w tym momencie realizacja mandatu amerykańskiego banku centralnego jest mocno niesymetryczna (pełne zatrudnienie, ale zdecydowanie zbyt wysoka inflacja). Nie powinno więc dziwić, że w dążeniu do redukcji presji cenowej Fed będzie dążył do ochłodzenia wciąż rozgrzanego rynku pracy.
Jastrzębia postawa amerykańskich bankierów centralnych ma jeszcze jeden ważny element: wpływ efektu majątkowego. Jeśli rynek uwierzy, że koniec zacieśniania polityki monetarnej jest bliski, wówczas ryzykowne aktywa mogłyby coraz bardziej zyskiwać na wartości. Wydaje się, że na to Fed pozwolić sobie jeszcze nie może, choć potrzebna tu będzie coraz większa ekwilibrystyka komunikacyjna.