No właśnie, dlaczego ciągle minusy? To jest jedna z większych zagadek napływu funduszy unijnych. Wiemy, że umowy na dofinansowanie z UE są podpisywane, ale widzimy też, że w ujęciu dynamicznym produkcja budowlano-montażowa wygląda, jakby środków tych wręcz nie było. Postanowiliśmy przyjrzeć się temu zagadnieniu. Problem okazał się wielowymiarowy i część hipotez można obronić na liczbach, część to tylko domysły, oparte na komentarzach branżowych.
Przed wyruszeniem w drogę należy ... dogłebnie zrozumieć czym jest produkcja budowlano-montażowa
To jest taka statystyka, że niby wiadomo, ale nigdy do końca. Częściowo zagadkę tej działalności gospodarczej próbowaliśmy rozwikłać przy pomocy eksperta (tu link), ale pora na podróż w nasze ulubione terytorium: szczegóły. Produkcję budowlano-montażową GUS dzieli na trzy rodzaje.
Po pierwsze, mamy roboty budowlane związane ze wznoszeniem budynków. To esencja klasycznego budownictwa, skupiająca się na wszystkim, co dotyczy budynków, czy to mieszkalnych, czy niemieszkalnych. Gdy mowa o postawieniu od zera nowego biurowca, kompleksu mieszkalnego, szpitala, czy hali produkcyjnej, mówimy o ich budowie. Jeśli już istniejący budynek zyskuje nowe elementy, to rozbudowa. Po pożarze czy powodzi przywracamy jego funkcjonalność poprzez odbudowę. Zmiana układu pomieszczeń w starej fabryce na nowoczesne lofty to już przebudowa, a odświeżenie elewacji czy wymiana dachu wpisują się w remont. Coraz częściej spotykamy się też z montażem budynków z elementów prefabrykowanych, gdzie gotowe moduły z fabryki lądują na placu budowy, tworząc całą strukturę.
Drugi ważny obszar to roboty związane z budową obiektów inżynierii lądowej i wodnej. To w zasadzie do tej zakładki wpada infrastruktura. Budowa nowych autostrad, skomplikowanych węzłów kolejowych, imponujących mostów czy tuneli to esencja tej kategorii. Mieszczą się tu też fundamentalne dla miast i wsi inwestycje, takie jak budowa kanalizacji, rurociągów gazowych, linii energetycznych, ale także obiektów hydrotechnicznych jak wały przeciwpowodziowe, porty i zapory. Podobnie jak w przypadku budynków, te obiekty podlegają również rozbudowie (np. o kolejny pas ruchu na drodze), odbudowie (po zniszczeniach, jak most po powodzi), przebudowie (np. modernizacja torowisk na szybsze trasy) czy remontom (naprawa nawierzchni).
Wreszcie, dochodzimy do kategorii, która zyskuje coraz większe znaczenie i najlepiej oddaje obecne trendy w budownictwie: roboty budowlane specjalistyczne. To prace wykonywane przez fachowców z unikalnymi umiejętnościami i często bardzo drogim, specjalistycznym sprzętem. Specjalność tej kategorii wymaga też specjalnego traktowania, a więc po kolei musimy również omówić co się za tymi specjalnościami kryje.
Zacznijmy od rozbiórki i burzenia obiektów budowlanych, niekiedy z precyzyjnym użyciem materiałów wybuchowych do wyburzenia starego silosu czy wieżowca, innym razem z delikatnym demontażem konstrukcji stalowych. Następnie wchodzi przygotowanie terenu pod budowę, co niesie za sobą znacznie więcej niż tylko uprzątnięcie działki. To skomplikowane roboty ziemne, takie jak wykonywanie głębokich wykopów pod wieżowce, niwelowanie terenu pod lotniska, usuwanie kamieni, karpi a nawet przygotowanie terenów dla kopalnictwa odkrywkowego. Nieodłącznym elementem jest odwadnianie terenu budowy czy drenowanie gruntów. Przed wbiciem pierwszej łopaty często niezbędne jest wykonywanie wykopów i wierceń próbnych w celu badania geologicznego i mechaniki gruntu, co jest kluczowe dla bezpieczeństwa i trwałości konstrukcji.
Serce współczesnego, zaawansowanego budownictwa to wykonywanie instalacji. Dotyczy to sieci elektrycznych (od skomplikowanych systemów zasilania awaryjnego w szpitalach po instalacje fotowoltaiczne na dachach), wodno-kanalizacyjnych (nie tylko to co potem płynie z kranu lub spływa muszlą klozetową, lecz także np. sterylne systemy wodne w laboratoriach), cieplnych (montaż pomp ciepła, budowa sieci ciepłowniczych), gazowych, wentylacyjnych i klimatyzacyjnych (wliczając w to np. precyzyjne systemy klimatyzacji w serwerowniach). To także instalowanie wind (a właściwie dźwigów), schodów ruchomych, drzwi automatycznych, a także specjalistycznych izolacji termicznych, akustycznych czy przeciwwstrząsowych.
W zakres robót specjalistycznych wchodzą również precyzyjne roboty budowlane wykończeniowe: od tradycyjnego tynkowania (także dekoracyjnego), przez zakładanie stolarki budowlanej (montaż okien, drzwi, wbudowanych szaf), po posadzkarstwo, tapetowanie i oblicowywanie ścian (włączając zaawansowane posadzki przemysłowe czy specjalistyczne okładziny). Nie zapominajmy o malowaniu i szkleniu, bo przecież nowoczesne fasady szklane stanowią nierzadko prawdziwe arcydzieła inżynierii.
Teraz możemy przejść do sedna.
Dlaczego nie jest jak kiedyś?
Zadane pytanie ma prostą genezę związaną z poniższym wykresem.
Jak to jest możliwe, że w poprzedniej perspektywie finansowej UE wzrost wartości podpisywanych umów na dofinansowanie w zasadzie błyskawicznie przełożył się na przyspieszenie produkcji budowlano-montażowej, natomiast obecnie - przy mocno już zaawansowanym procesie kontraktacji... nic się nie dzieje? Popatrzmy na problem dokładniej, portretując różne rodzaje produkcji na osobnych wykresach.
Widać wyraźnie, że wszystkie rodzaje produkcji były mocno wrażliwe na tempo kontraktacji środków w poprzedniej perspektywie finansowej (choć najbardziej jednak tradycyjna infrastruktura). Również wszystkie kategorie (ponownie) odzyskały wigor gdzieś w okolicach 2021 roku. Jest to przynajmniej po części pokłosie sztucznego wyhamowania wywołanego przez covid-19 w roku 2020. Przy okazji widać też jak mocno - przejściowo - wybujała budowa budynków (boom mieszkaniowy + zmiana funkcjonowania gospodarki i rozbudowa potencjału logistycznego). Częścią wspólną wykresów jest także wyraźne przygaśnięcie dynamik produkcji w ostatnim czasie. I to właśnie jest najbardziej fascynująca część zjawiska. Analiza materiałów prasowych, wywiadów z prezesami firm budowlanych oraz własne spostrzeżenia pozwoliły nam na sformułowanie kilku, przynajmniej naszym zdaniem, atrakcyjnych hipotez.
Podpisana umowa o dofinansowanie vs wjazd ekip budowlanych
Pierwsze rozwiązanie postawionego problemu może leżyć w zrozumieniu fundamentalnej różnicy między dwoma rodzajami umów, które często mylone są w publicznej dyskusji.
Umowa o dofinansowanie z UE. To jest ten papier, którego podpisanie wieńczy biurokratyczny (szczegółowy, trudny, ale z punktu widzenia racjonalności wydawania publicznych pieniędzy potrzebny) proces ubiegania się o środki z UE. Podpisuje go beneficjent (np. gmina, miasto, GDDKiA, spółka kolejowa itp.) z instytucją zarządzającą funduszami unijnymi (np. Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej). Jest to niejako rezerwacja środków, zielone światło, że dany projekt (np. budowa obwodnicy, modernizacja linii kolejowej) ma zapewnione wsparcie finansowe z Brukseli. To właśnie te sumy dynamicznie rosną na wykresach "zakontraktowanych" funduszy.
Kontrakt wykonawczy. To jest ten papier, który sprawia, że umowa o dofinansowanie nabiera ciała w realnej gospodarce. Podpisuje go beneficjent (po przejściu przez procedury przetargowe) z faktycznym wykonawcą robót budowlanych. Dopiero ten kontrakt oznacza, że koparki ruszą w ziemię, betoniarki zaleją fundamenty, a pracownicy zaczną montować stalowe konstrukcje.
Obecnie, mimo że ta pierwsza pula (umowy o dofinansowanie) pęcznieje, to przełożenie jej na tą drugą (kontrakty wykonawcze) jest powolne. Firmy budowlane nie narzekają na to, że UE nie ma pieniędzy, tylko na to, że te pieniądze nie materializują się w postaci realnych, nowych przetargów, które można szybko wygrać i zacząć realizować. Kluczowe dla zrozumienia obecnych opóźnień jest ustalenie, dlaczego obecnie proces może* się zacinać na procesie kontraktowania, a przy poprzedniej perspektywie działał lepiej. Pod uwagę można wziąć co najmniej kilka czynników.
* Nie potrafimy stwierdzić tego jako fakt, posiłkujemy się informacjami prasowymi i rozmowami.
Przede wszystkim stabilność cen i kosztów była w czasie realizacji projektów z poprzedniej perspektywy znacznie większa. Firmy mogły relatywnie precyzyjnie wycenić projekt na wiele miesięcy (a nawet lat) do przodu, składając wiążące oferty. Marże były co prawda niskie, ale przewidywalne. Obecnie, mimo spowolnienia inflacji, niepewność i ryzyko pozostają ogromne. Aby zabezpieczyć się przed ryzykiem straty, firmy kalkulują znacznie wyższe ceny w swoich ofertach, uwzględniając duży "bufor bezpieczeństwa" lub indeksację. Procedury przetargowe ciągną się, często oferty przekraczają budżet, co powoduje unieważnienie wyników i rozpisywanie konkursów na nowo. Nierzadko podpisanie finalnej umowy poprzedzają dodatkowe negocjacje.
Nowe Prawo Zamówień Publicznych (obowiązujące od 2021 roku), mimo że miało usprawnić procesy, w praktyce wprowadziło też nowe wyzwania. Firmy i zamawiający na początku startu poprzedniej perspektywy finansowej znali procedury. Mimo że były one często krytykowane, rynek był do nich przyzwyczajony. Nowe przepisy, choć promują większą elastyczność i dialog, wymagają od obu stron nauczenia się nowych procedur. W praktyce, początkowo mogło to prowadzić do spowolnienia i błędów, a co za tym idzie – opóźnień w ogłaszaniu i rozstrzyganiu przetargów, o czym pisaliśmy już powyżej. Nie bez znaczenia może pozostawać fakt, że uczenie się nowych procedur zbiegło się z okresem włączeń i wyłączeń gospodarki podyktowanych kolejnymi falami zachorowań na covid-19.
Złożoność i dzielenie zasobów. Chociaż poprzednio realizowane były duże projekty, wiele z nich było kontynuacją lub typowymi, sprawdzonymi schematami. Nowa perspektywa budżetowa i prowadzone w jej ramach działania mają większą złożoność. Projekty są bardziej innowacyjne, bardziej złożone technologicznie (np. transformacja energetyczna, cyfryzacja). Wymagają one często dłuższych faz projektowania, pozyskiwania nowych technologii i bardziej skomplikowanych pozwoleń, co wydłuża etap przygotowawczy przed przetargiem. Dodatkowo, pamiętajmy że równolegle trwają nabory w obrębie tradycyjnych funduszy spójności oraz KPO. Beneficjenci muszą dzielić ograniczone zasoby (głównie ludzkie) na większy zakres prowadzonych prac. Problem po stronie osobowej występuje również po stronie firm wykonawczych. Okres pandemii, a potem spowolnienia i drastycznego wzrostu kosztów skłonił część firm do ograniczenia działalności, a pracowników do poszukiwania zatrudnienia w innych branżach lub za granicą. To skutkuje niedoborem wykwalifikowanych rąk do pracy i inżynierów, co spowalnia zdolność firm do szybkiego podejmowania nowych zleceń i wykonawców do realizowania wielu projektów jednocześnie.
Apetyty większe, ale kawałki mniejsze
Nawet jeśli kontrakty wykonawcze w końcu ruszą z kopyta, wpływ na budownictwo może być mniej spektakularny niż w poprzedniej dekadzie.
Przede wszystkim zmieniła się skala porównawcza. W ciągu ostatnich lat strumień produkcji budowlano-montażowej wzrósł mniej więcej o połowę (z okolic 200 mld zł rocznie do około 300 mld zł). To oznacza, że te same 90 mld zł z UE, które w 2017 roku stanowiły potężny impuls, dziś trafiają na rynek, który jest nominalnie znacznie większy. W efekcie, ich wpływ jest mniej odczuwalny w ogólnej dynamice produkcji. Tort do zagospodarowania może i jest łącznie podobny, ale rynek też znacząco urósł, a więc tort relatywnie zmalał.
To jednak nie wszystko. Ten tort jest de facto znacząco mniejszy za sprawą zmiany struktury inwestycji unijnych. Poprzednia perspektywa UE (2014-2020) była festiwalem budownictwa. Dominowały projekty infrastrukturalne (drogi, koleje, mosty, kanalizacja), gdzie element budowlany stanowił 70-95% wartości całego projektu. Obecna perspektywa (2021-2027) oraz Krajowy Plan Odbudowy (KPO) mają znacznie szersze ambicje. Owszem, infrastruktura nadal jest ważna, ale obok niej rośnie znaczenie:
Cyfryzacji: Budowa centrów danych to jedno, ale większość to zakup oprogramowania, licencji, sprzętu IT, usługi doradcze. Udział budownictwa jest tu marginalny.
Innowacji i B+R: Dotacje na badania, rozwój produktów, technologie. Budowa laboratoriów czy obiektów towarszyszących to drobny ułamek wartości całości dofinansowania.
Transformacji energetycznej (poza tradyjnie rozumianą infrastrukturą): Dotacje na pompy ciepła, panele fotowoltaiczne dla domów (gdzie budownictwo to montaż, a nie budowa od podstaw), czy nowe technologie produkcji w przemyśle.
To niekoniecznie oznacza wielkie roboty ziemne czy konstrukcyjne. Szacuje się, że o ile w latach 2016-2018 nawet 60-75% funduszy UE faktycznie przekładało się na roboty budowlano-montażowe, o tyle obecnie ten odsetek mógł spaść do 35-55%. Oznacza to, że z każdego unijnego miliarda, dziś mniej euro trafia bezpośrednio na place budowy.
Przyszłość: w stronę specjalizacji
Jeśli więc pieniędzy na "tradycyjne" budownictwo będzie relatywnie mniej, a te, które są, będą trudniej dostępne (ryzyko, ostrożność), to czy to oznacza koniec prosperity? Niekoniecznie, ale może jednak oznaczać zmianę paradygmatu.
Prawdopodobną hipotezą na przyszłość jest to, że polskie budownictwo, stymulowane nowymi priorytetami UE i globalnymi trendami będzie ewoluować w kierunku robót specjalistycznych. Projekty związane z transformacją cyfrową i zieloną gospodarką, nawet jeśli nie są czysto budowlane, często wymagają wysoce zaawansowanych instalacji: elektrycznych, teletechnicznych, energetycznych, systemów automatyki czy montażu skomplikowanych konstrukcji modułowych.
Sektor budowlany będzie musiał się adaptować: od masowego "lania betonu" do precyzyjnego "integrowania systemów", od budowania dróg do instalowania inteligentnych sieci. To jest kierunek, w którym, mimo ogólnej stagnacji, mogą rozwijać się najbardziej innowacyjne i elastyczne firmy. Czasy, gdy każdy unijny miliard oznaczał kilometr autostrady, powoli odchodzą do lamusa. Dziś unijny miliard to może być kilka inteligentnych systemów, dziesiątki tysięcy paneli słonecznych i setki kilometrów światłowodów, które co prawda wymagają pracy budowlanej, ale już o zupełnie innym charakterze i specjalizacji.