Nie ulega wątpliwości, że wzrost gospodarczy na świecie spowalnia. Wraz z tym spowalniać powinna konsumpcja, choć wydaje się, że głębokość tego spowolnienia nie musi być wcale taka duża. Wiele będzie zależeć od wsparcia fiskalnego ze strony rządów poszczególnych państw, ale także kondycji rynku pracy. Jak na razie obydwa elementy wydają się wspierać dochody gospodarstw domowych, choć w ujęciu realnym podgryza je coraz mocniej inflacja. Niektórzy uciekają się do kredytu, inni wręcz przeciwnie...
Przed wybuchem pandemii w głównych gospodarkach światowych, a także w Polsce, widzieliśmy systematyczny wzrost kredytu konsumpcyjnego. Pewnym wyjątkiem była tutaj strefa euro, gdzie kredyt o terminie spłaty między 0-5 lat (traktujemy to jako przybliżenie dla kredytu konsumpcyjnego), w zasadzie pozostawał na zbliżonym poziomie. Pośrednio odzwierciedla to skalę aktywności gospodarczej. O ile w innych gospodarkach, w tym nad Wisłą, miał miejsce swego rodzaju boom konsumpcyjny (co było efektem w dużej mierze trendów na rynku pracy), o tyle w strefie euro wzrost pozostawał dość nikły.
Na co chcieliśmy zwrócić uwagę w dzisiejszym tekście to zupełnie inna reakcja konsumentów na podobną sytuację. Przede wszystkim mocno wyróżniają się Stany Zjednoczone, gdzie od czasu pandemii (marzec 2020 jako punkt referencyjny) kredyt konsumpcyjny zwiększył się o 10,4%. Największą zapaść ujrzeliśmy w Wielkiej Brytanii, gdzie odnotowano spadek wolumenu o 7,6% (tutaj nie wliczamy pożyczek studenckich udzielanych przez spółkę publiczną The Student Loans Company). Gdyby uwzględnić pożyczki studenckie, wówczas doświadczyliśmy pewnego wzrostu. Dane te nie są jednak dostępne od marca.
Jakie wnioski płyną z powyższych wykresów? Przede wszystkim w następstwie wybuchu pandemii wszystkie cztery regiony zanotowały spadek wolumenu kredytu konsumpcyjnego. Niemniej poza Wielką Brytanią, gdzie wolumen spadł bardzo mocno, spadki były raczej umiarkowane. Po drugie, w Polsce i strefie euro wolumen tego rodzaju kredytu nie zmienił się znacząco, choć w porównaniu do marca 2020 w dalszym ciągu nie wspięliśmy się powyżej tego pułapu. Widać więc, że europejscy konsumenci nie preferują wygładzania konsumpcji poprzez kredyt konsumencki. W dużej mierze to efekt innej kultury w przeciwieństwie do Amerykanów ("życie na kredyt").
Tymczasem we wspomnianych Stanach trwa istna bonanza kredytu konsumpcyjnego. Implikuje to dwie rzeczy. Pierwsza - istnieje duża chęć utrzymania poziomu konsumpcji pomimo wzrostów cen (zwłaszcza przy nie tak rozbujałej odpowiedzi fiskalnej - choć trzeba przyznać, że ta była znacznie bardziej hojna w okresie pandemii). Druga - zdolność kredytowa konsumentów pozostaje wciąż wysoka. Zwłaszcza ten drugi czynnik zasługuje na większą uwagę. Mianowicie, w wyniku kryzysu finansowego sprzed 15 laty, nastąpiło wyraźniejsze wyhamowanie wzrostu wolumenu kredytu konsumpcyjnego (faktycznie nastąpił okres jego spadku). Naszym zdaniem był to efekt wpływu tąpnięcia rynku nieruchomości, co poprzez efekt majątkowy przełożyło się na spadek popytu konsumpcyjnego. Jednocześnie banki zdecydowanie zacieśniały warunki kredytowe, więc strona podażowa również dokonała krok wstecz.
Obecnie sytuacja wygląda zgoła inaczej, pomimo istotnego spadku majątku gospodarstw domowych zanotowanego w pierwszej połowie roku (efekt spadków na rynku akcji). Wydaje się, że to zasługa ponownie dwóch rzeczy. Po pierwsze, braku korekty cen nieruchomości. Choć wiele wskaźników implikuje nadchodzące kłopoty, reakcja cen będzie opóźniona (niemniej prędzej czy później nadejdzie). Do tej pory jednak nie nastąpiła destrukcja wartości aktywów niefinansowych. Warto pamiętać, że nieruchomości stanowią najczęściej największy udział w majątku, stąd wpływ zmiany ceny tego rodzaju aktywa na decyzje zakupowe może być największy, choć rozłożony w czasie. Po drugie, w dalszym ciągu bardzo dobra kondycja rynku pracy, co wspiera zdolność kredytową i zachęca do zaciągania nowego zadłużenia.
Naszym zdaniem tak długo jak rynek pracy w USA będzie opierał się recesji, nie zobaczymy znaczącego cofnięcia popytu na kredyt konsumpcyjny. To wszystko po raz kolejny składa się na wniosek, iż Fed musi doprowadzić do znacznego zahamowania na rynku pracy, aby ostudzić inflację. W Europie sytuacja wygląda inaczej z uwagi na większej skali stymulację fiskalną w odpowiedzi na kryzys energetyczny. Tym samym polityka fiskalna wydaje się, że będzie odgrywać większą rolę w tej części świata.