Obyło się bez trzęsienia ziemi. W konsekwencji zakłady recesyjne nieco się cofnęły. Dane z rynku pracy stopniowo i uporczywie pogarszają się i raczej nie zaobserwujemy tu poprawy. Wyhamowanie agresywnego kursu polityki pieniężnej daje nadzieję, że gdzieś na końcu drogi nie będzie twardego lądowania. Nie będzie jednak też powrotu do poprzednich, podniebnych wręcz wycen stóp Fed Funds. Jeszcze jedna 25tka i koniec.
Na piątkowe dane czekaliśmy z dużą uwagą. Pogorszenie warunków na rynku pracy sygnalizowały ankiety koniunktury. Ku pogorszeniu - być może nawet wyraźnemu - szybowały myśli uczestników rynku, napędzane dojrzewającymi oczekiwaniami na recesję. Tymczasem same dane nie okazały się bardzo złe. Raczej można wpisać je w kontynuację dotychczasowego trendu pogorszenia aktywności gospodarczej, ale bez trzęsienia ziemi. W konsekwencji reakcja rynkowa była adekwatna. Zbliżyliśmy się (ponownie) do wyceny rynkowej jeszcze jednej podwyżki stóp procentowych w tym cyklu. Październik-listopad to już jednak nadal pierwsze obniżki.
Zatrudnienie w marcu powiększyło się o 236 tys. etatów (dokładnie konsensus). Rewizje były zaniedbywalne. Co ciekawe jednak, wynik ten wykręciły głównie sektory usługowe. Cała reszta jest już "pod" kreską (tu całkiem nieźle widać jak rynek pracy zwalnia). W osobnej ankiecie możemy wyczytać, że za zmiany etatów nadal głównie odpowiadają głównie tymczasowe miejsca pracy. Werdykt: to schyłkowa faza cyklu.
Stopa bezrobocia lekko spadła (do 3,5%). Odbyło się to przy adekwatnej skali wzrostu aktywności zawodowej, więc tym bardziej należy to odczytać pozytywnie (warto w tym miejscu przypomnieć, że aktywność zawodowa nie wróci do poziomów sprzed pandemii - tu opisaliśmy stosowne mechanizmy). Zarobki godzinowe powoli się obniżają (nadal jednak wygląda na to, że zmierzamy bardziej w kierunku 3-4% niż 2-3%), podobnie jak przeciętna długość tygodnia pracy.
Rynek pracy skręca z gracją wieloryba. Ma też oczywiście jego bezwładność i kolejne miesiące przyniosą dalszy napływ słabszych informacji (ze wszelkimi tego konsekwencjami dla wydatków konsumentów, perspektyw inflacji w średnim terminie i polityki Fed). Paradoksalnie można zaryzykować tezę, że kłopoty kilku banków skalibrowały radary decydentów polityki pieniężnej na nieliniowe efekty znaczących podwyżek stóp procentowych. Mniejsze parcie na wyższe stopy procentowe zmniejsza ryzyko twardego lądowania, do którego dążylibyśmy w poprzednim mini-paradygmacie, w którym stopy procentowe miały zatrzymać się niewiele poniżej 6%. Nasz scenariusz bazowy to jeszcze jedna podwyżka o 25pb i rozpoczęcie cyklu obniżek jeszcze w tym roku.