Kwietniowe dane o zatrudnieniu w USA okazały się ponownie lepsze od oczekiwań rynku. Był to już trzynasty z rzędu taki odczyt. Takiej serii nie doświadczyliśmy nigdy w historii. Szczegóły nie są już tak jednoznaczne, aczkolwiek w dalszym ciągu możemy mówić o odporności rynku pracy. Dane te w pewnym stopniu mogą być kłopotliwe dla Fed, który ostatnio ogłosił de facto pauzę w cyklu podwyżek.
Liczba miejsc pracy w amerykańskim sektorze pozarolniczym wzrosła w kwietniu o 253 tys., co znacznie przebiło rynkowe oczekiwania plasujące się w okolicy 180 tys. Tym razem wzrost był dość szeroko rozlany po sektorach, a skromny minus odnotowaliśmy jedynie w przypadku handlu hurtowego. Jednocześnie warto zaznaczyć, że w danych tych nie ma ani śladu obaw odnośnie do kryzysu bankowego - zatrudnienie w branży finansowej wzrosło najmocniej od roku.
Wszystko powyższe nie mówi jednak całej prawdy o obrazie tamtejszego rynku pracy. To zasługa znacznych rewizji za poprzednie dwa miesiące, które łącznie odjęły 149 tys. miejsc pracy. Biorąc to pod uwagę okazuje się, że impet wzrostu zatrudnienia kontynuuje proces normalizacji. Jeśli podobne przeszacowania będziemy otrzymywać w kolejnych miesiącach może się okazać, że rys na amerykańskim rynku pracy jest więcej niż mogłoby się wydawać.
To jednak nie koniec pozytywnych niespodzianek, gdyż na plus wypadła także stopa bezrobocia, która obniżyła się w minionym miesiącu do 3,4% z 3,5%. Konsensus zakładał lekki wzrost do 3,6%. Biorąc pod uwagę zaokrąglenia okazuje się, że było to nowe minimum z ostatnich kilku dekad. Poza tym bez zmian obyło się w przypadku stopy aktywności zawodowej - ta utrzymała się na poziomie 62,6%. Średnia liczba przepracowanych godzin w tygodniu również nie uległa zmianie i wyniosła 34,4. Pod tym względem możemy stwierdzić, że wróciliśmy już do "normalnych" pułapów (brak godzin ponadliczbowych, co zdaje się zgodne z ochłodzeniem popytu).
Nie mniej uwagi przyciągnęły dane dotyczące wzrostu płac, choć Powell podczas ostatniej konferencji wskazywał, że nie są one najważniejsze (kwestia przyczynowości między inflacją a wzrostem płac). Tutaj możemy mówić o sporym zaskoczeniu w górę, gdyż odnotowaliśmy wzrost o 0,5% m/m przy konsensusie na poziomie 0,3% m/m. To przełożyło się na podbicie dynamiki rocznej z 4,3% (rewizja w górę) do 4,4%. Poniższy wykres (lewa strona) dobrze oddaje skalę wzrostu w poprzednim miesiącu.
W danych tych możemy znaleźć również nieco lepsze wiadomości z inflacyjnego punktu widzenia. Po wyłączeniu kadry kierowniczej miesięczna dynamika wzrostu wyniosła 0,4% m/m - tyle samo ile w poprzednim miesiącu. Oznacza to, że za podbiciem płac ogółem w kwietniu w dużej mierze stały stanowiska menedżerskie (być może czynnik jednorazowy). Tyle jeśli chodzi o pozytywy, gdyż sam impet wzrostu pozostaje wciąż bardzo wysoki. Nie jest to z pewnością wartość zgodna z celem inflacyjnym równym 2%.
Jak odpowiedział rynek? Między posiedzeniem Fed, a publikacją piątkowych danych wycenialiśmy nawet blisko 100pb obniżek stóp w USA do końca roku. Obraz wciąż odpornego rynku pracy zasiał nieco niepewności i szanse te zostały wyraźnie utemperowane. Naszym zdaniem, o ile nie zrealizuje się wizja nagłego spadku wolumenu kredytu (wciąż zbyt wcześnie by osądzać co się stanie), wspomniana wyżej skala obniżek była istotnie za duża (nasza prognoza zakłada obniżkę o 50pb w Q4). Z drugiej strony brać trzeba pod uwagę, że opisywane w niniejszym tekście dane przedstawiają lusterko wsteczne gospodarki. Nie ulega wątpliwości, że obecne stanowisko polityki pieniężnej w USA jest restrykcyjne, a utrzymywanie stóp powyżej zasadniczego trendu inflacji przez "pewien" czas zazwyczaj nie kończył się dobrze.