Sierpniowe dane z amerykańskiego rynku pracy potwierdziły, iż proces dostosowania tamże trwa, a w poprzednim miesiącu mógł on nawet przyspieszyć. Można stwierdzić, że powrót do swego rodzaju punktu równowagi na rynku pracy następuje zarówno po stronie popytowej jak i podażowej. Taki zestaw danych powinien być z radością odebrany przez Fed, gdyż oddziałuje on w stronę hamowania usługowej części koszyka inflacyjnego.
W ubiegłym miesiącu zatrudnienie w USA zwiększyło się o 187 tys. Dokładnie taki sam przyrost zatrudnienia obserwowaliśmy w lipcu, niemniej ostatecznie dane zostały zrewidowane w dół do 157 tys. Warto przy okazji dodać, że od początku roku każdy finalny odczyt rewidowany był w dół względem pierwotnie publikowanej wartości. Niewykluczone więc, że stan rynku pracy w lipcu i sierpniu ulegnie pogorszeniu.
Patrząc na szczegóły zmiany zatrudnienia w poprzednim miesiącu możemy zauważyć, iż było ono dość równomiernie rozłożone po głównych branżach. W sektorze związanym z wytwarzaniem dóbr lekki minus pojawił się jedynie w przypadku górnictwa. Poza tym do większych wzrostów wróciło przetwórstwo przemysłowe, gdzie w sierpniu zatrudnienie wzrosło najmocniej od października minionego roku. W usługach obraz wygląda podobnie, a na minus - kolejny miesiąc z rządu - wypadły jedynie branża informacyjna oraz transport.
W konsekwencji powyższego 3-miesięczna średnia zmiana zatrudnienia obniżyła się w sierpniu do 150 tys., tj. najniżej od końca 2019 roku (przed wybuchem pandemii). Patrząc na powyższy wykres można dojść do wniosku, iż pod tym względem normalizacja już dobiegła końca. Nie należy również zapominać, że rynek pracy charakteryzuje się wysokim stopniem inercji. W rezultacie obraz potrafi wyglądać bardzo optymistycznie przez długi czas, nawet w okresie sygnałów spowolnienia wysyłanych z innych części gospodarki, tylko po to, by następnie zepsuć się w krótkim okresie.
Głównym rozczarowaniem w sierpniowym raporcie była stopa bezrobocia, która wzrosło o 0,3 pkt. proc. do 3,8%. Z drugiej strony częściowo wynik ten był skompensowany zwyżką stopy aktywności zawodowej o 0,2 pkt. proc. do 62,8%. Przy okazji przypominamy, że obydwie liczby wyliczane są na podstawie różnych badań, stąd występujące od czasu do czasu nieścisłości. W efekcie możemy stwierdzić, że normalizacja na rynku pracy następuje nie tylko od strony popytowej - kurcząca się liczba wakatów - lecz także od strony podażowej. Luka między popytem i podażą jest już znacznie mniejsza w porównaniu z poziomami rejestrowanymi na początku roku. Jej całkowite domknięcie powinno implikować spowolnienie wzrostu płac, coś co z pewnością z chęcią przyjąłby prezes Fed.
Jeśli już o płace chodzi to tutaj sierpień przyniósł długo wyczekiwane spowolnienie. Płace ogółem, jak i również po wykluczeniu kadry kierowniczej, wzrosły o 0,2% m/m. Tak niskich wartości nie notowaliśmy już dawno. Co to oznacza w praktyce? Annualizując sierpniowe wzrosty płac lądujemy z roczną dynamiką między 2,5% a 3%. Przy obecnym wzroście produktywności pracy i celu inflacyjnym Fed możemy spokojnie stwierdzić, iż jest to już wzrost płac w równowadze. Wszystko czego teraz potrzebujemy to kolejne miesiące z podobnymi odczytami.
Co to oznacza dla polityki pieniężnej w USA? Rynek odebrał piątkowe dane w dość dziwny sposób, gdyż ostatecznie rynkowe stopy procentowe nie spadły. Na krótkim końcu obserwowaliśmy ich stabilizację, zaś na dłuższym końcu wzrost. Szanse na wrześniową podwyżkę stóp oscylują obecnie w rejonie 10%. W listopadzie prawdopodobieństwo to wynosi ok. 36%. Naszym zdaniem taki raport z rynku pracy oznacza, że Fed może spokojnie kontynuować tryb "wait and see". W efekcie podtrzymujemy swoją prognozę: więcej podwyżek stóp procentowych w tym cyklu już nie zobaczymy.