Rozwój sztucznej inteligencji (AI) może wygenerować znacznej skali wzrost produktywności, co w pewnym sensie może stanowić remedium na trendy demograficzne, przynajmniej w pewnym okresie. Mało jednak mówi się o tym, że ekspansja AI oznacza istotny wzrost popytu na energię elektryczną. Jednocześnie w Europie, ale też na świecie, trwa wyścig o efektywność energetyczną. Wiele wskazuje na to, że wyścig ten Europa na razie przegrywa, co już generuje negatywne skutki. Na szali jest jednak znacznie więcej.
Na wstępie dodamy, że inspiracją do napisania niniejszego tekstu był artykuł Reutersa sygnalizujący złudne nadzieje producentów paneli solarnych w Europie na jakąkolwiek pomoc rządową. Po krótkim zastanowieniu doszliśmy do wniosku, iż problem ten niesie za sobą znacznie głębsze konsekwencje, a w skrajnym przypadku mógłby doprowadzić Europę do ponownego (pośredniego) uzależnienia się od jednego państwa w kontekście bezpieczeństwa energetycznego.
Przemysł solarny kwitnie, ale nie wszędzie
Do czasu wybuchu pandemii, a jeszcze później wojny w Ukrainie, branża energii odnawialnej rozwijała się w umiarkowanym tempie, a z pewnością nie skupiała na sobie tak dużego zainteresowania jak obecnie. Kryzys energetyczny wywrócił stół do góry nogami i jednocześnie istotnie przyspieszył wyścig, którego metą jest neutralność klimatyczna. Energia słoneczna jest oczywiście tylko jedną z kilku opcji odnawialnych źródeł energii, ale wraz z energią produkowaną dzięki wodzie stanowić ma największą część globalnej produkcji energii odnawialnej w następnych latach. Nie dziwi więc, że jest o co się bić.
Problem w tym, że nie wszystkim walka ta idzie równie dobrze. Zdecydowanym liderem wyścigu są Chiny, których skala ekspansji jest imponująca. Przykładem niech będzie choćby poprzedni rok, kiedy Pekin zwiększył zainstalowaną moc z energii słonecznej o blisko 217 GW. Dla porównania Stany Zjednoczone w całej swojej historii zbudowały zdolności produkcyjne mniejsze niż ubiegłoroczny tylko przyrost w Chinach. W Europie zainstalowana moc wynosi obecnie ok. 260 GW i w ostatnich latach także istotnie wzrosła. Co więcej, UE ma ambitny plan, by do 2030 roku moc ta zwiększyła się do 750 GW. Oznacza to, że w każdym kolejnym roku należałoby dodawać co najmniej 70 GW (jeszcze istotnie wyższe tempo niż rekordowy do tej pory 2023 rok), by ten plan zrealizować.
Problemem z europejskiego, ale też amerykańskiego punktu widzenia nie jest jednak tempo przyrostu mocy, ale też źródło pozyskiwania koniecznych materiałów. Mianowicie, Chiny są aktualnie bezprecedensowym liderem produkcji paneli słonecznych odpowiadając za 80% globalnej produkcji. Pozycja lidera nie jest ograniczona tylko do jednego z etapów produkcji paneli, ale w zasadzie do każdego z nich. Na przestrzeni nieco ponad dekady pozycja Chin umocniła się przede wszystkim na pierwszym etapie jakim jest produkcja polikrzemu, który służy następnie do wytwarzania ogniw. Problemem nie jest pozyskanie krzemu, gdyż stanowi on główny składnik piasku, ale przekształcenie go do wysokiej jakości polikrzemu, czyli gotowego półproduktu (wysokie zapotrzebowanie na energię). Jego ceny mocno wzrosły w ostatnich kilku latach.
Panele solarne to tylko jeden z wyścigów, w których Chiny wyraźnie przodują nad Europą czy USA. Innym pośrednim przykładem jest przemysł aut elektrycznych, gdzie chyba najbardziej dostrzec można słabość niemieckiej gospodarki. Ani Europa, ani USA nie są obecnie w stanie konkurować kosztowo z Państwem Środka (do tematu wrócimy w dalszej części tekstu). Aby uchronić rodzimy rynek przed zalaniem produkcją chińską wprowadzane są rzecz jasna cła, z tym że jest to rozwiązanie na krótką metę i niesie za sobą negatywne konsekwencje. W dłuższym horyzoncie trzeba czegoś więcej niż tylko obrona.
Exodus europejskich firm za Atlantyk?
O europejskich przedsiębiorstwach wynoszących się do Stanów Zjednoczonych jest głośno nie od dzisiaj. Od czasu do czasu można przeczytać, że kolejne branże rozważają, albo już decydują się na taki ruch. W pierwszej kolejności decyzje te podejmowały firmy z branż najbardziej energochłonnych, kiedy ceny energii w Europie wystrzeliły w wyniku wojny. Obecnie kurz jednak opadł, ceny hurtowe obniżyły się, ale perspektywy dla europejskiego rynku energii wcale nie rysują się w różowych barwach (w porównaniu do perspektyw innych części świata).
Wygląda na to, że producenci paneli solarnych też doszli do ściany, a poziom frustracji zaczął sięgać zenitu. Jednym z przykładów jest firma Meyer Burger, zlokalizowana we wschodniej części Niemiec, która w połowie marca zamknęła zakład produkcyjny. Skala strat dla całego europejskiego przemysłu paneli solarnych jest pokaźna - zamknięcie zakładu zredukowało produkcję aż o 10%. Firma już teraz planuje wyjście do USA, gdzie zamierza zbudować zakład produkcji paneli w Arizonie oraz zakład produkcji ogniw w Kolorado.
Problem nie tyczy się tylko Niemiec, a kłopoty mają również skandynawskie firmy jak norweski producent baterii Freyr. Przedsiębiorstwo przerwało w ostatnim czasie realizację projektu w pobliżu koła podbiegunowego i rozważa aktualnie zbudowanie zakładu w stanie Georgia. Jeszcze inne firmy dostają wsparcie rządowe jeśli na poważnie zagrożą odejściem z Europy. Przykładem jest tutaj Northvolt, szwedzki producent baterii, który ma otrzymać 1 mld EUR z niemieckiego budżetu na postawienie fabryki właśnie u naszych zachodnich sąsiadów. Co ważne, wsparcie to dostało uprzednio zielone światło ze strony Komisji Europejskiej, co jest raczej ewenementem, a nie normą.
Walka na dotacje i punkt zwrotny w UE
Skąd chęć do ucieczki? Koszty, koszty, koszty. Koszt produkcji paneli solarnych w Chinach jest o 10% niższy nawet w porównaniu do Indii, o 20% niższy niż w USA i aż o 35% niższy niż w Europie. Spory w tym udział mają koszty energii, które w Chinach są dwukrotnie niższe niż w Europie i aż trzykrotnie niższe niż w Stanach Zjednoczonych.
Chiński przemysł jest tak konkurencyjny prawdopodobnie dzięki szerokiemu strumieniowi dotacji rządowych. Od 2011 roku inwestycje w sektorze paneli solarnych w Chinach wyniosły 50 mld USD, to 10-krotnie większa kwota niż w całej Europie. Stany Zjednoczone już odrobiły lekcje i doszły do wniosku, że w pewnym stopniu rząd musi wspierać lokalną produkcję branży, by nie zostać zbyt mocno uzależnionym od Chin w przyszłości. W efekcie w sierpniu 2022 roku uchwalono tzw. Inflation Reduction Act. Mniejsza o nazwę, niektórzy mogą mieć zastrzeżenia czy faktycznie ustawa ogranicza wzrost inflacji, ale dokument ten umożliwia 30%-ową ulgę podatkową na kwalifikowane koszty inwestycyjne w przypadku budowy fabryki i jej doposażenia dla branży paneli słonecznych. Ponadto oferuje również ulgę podatkową na produkcję niektórych komponentów na terenie USA.
Europa pod tym względem jest zdecydowanie z tyłu peletonu, a jednym z problemów jest heterogeniczność Unii Europejskiej. Niemniej w ostatnim czasie pojawiła się propozycja, aby państwa
członkowskie mogły finansować ogólnoeuropejską inicjatywę celem lepszego
konkurowania z USA i Chinami. Wcześniej zasady unijne uniemożliwiały raczej udzielanie dotacji rządowych dla podmiotów prywatnych. Główną obawą w tym kontekście była możliwość zbyt dużego rozwarstwienia bloku - bogatsze kraje mogłyby sobie pozwolić na większe dotacje niż kraje biedniejsze (koncepcja fragmentacji UE).
Choć temat z pozoru może wyglądać na delikatny, zwłaszcza w obliczu konieczności istotnego podniesienia wydatków publicznych na obronność z jednej strony i powrót reguł fiskalnych z drugiej strony, to unijni liderzy wyrazili ogólną zgodę na procedowanie "nowego porozumienia na rzecz konkurencyjności" celem odwrócenia negatywnego trendu spadku w sektorze przemysłowym. Unijne młyny regulacyjne mielą jednak powoli, a czas ucieka.
AI istotnie zwiększy popyt na energię
Według najnowszych prognoz Międzynarodowej Agencji Energii (IEA), globalny popyt na energię elektryczną wzrośnie do 2026 roku średniorocznie o 3,4%. Wzrost ten ma być powodowany głównie poprawą aktywności gospodarczej, ale też trendami bardziej natury strukturalnej. Mowa choćby o elektryfikacji sektora mieszkaniowego czy transportowego, ale też znacznej ekspansji centrów danych.
Widać to dobrze na przykładzie Europy, gdzie choć popyt na energię dopiero w 2026 roku ma wrócić do poziomu sprzed wybuchu wojny, to jedną z istotnych składowych antycypowanego wzrostu ma być właśnie mocno energochłonny sektor centrów danych. Od tempa poprawy aktywności gospodarczej, ale też od zatrzymania exodusu europejskich firm, będzie zależeć wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną ze strony sektora przemysłowego.
IEA pisze także wprost, że ceny energii elektrycznej dla sektorów energochłonnych w przemyśle, pomimo znacznego spadku w ubiegłym roku, były prawie dwukrotnie wyższe niż w USA czy Chinach. Tym samym luka cenowa na tej płaszczyźnie, która istniała jeszcze przed kryzysem energetycznym, powiększyła się. W rezultacie stopień konkurencyjności europejskich branż energochłonnych znajduje się pod presją i tak ma pozostać w najbliższym czasie.
Rozwój centrów danych w celu wspierania technologii AI wymagać będzie ogromnych nakładów inwestycyjnych. Szef Nvidii szacuje, że skala ta w najbliższych latach wynieść może nawet bilion dolarów. W związku z tym trudno dziwić się szacunkom IEA wskazującym, że globalna konsumpcja energii tego sektora może przekroczyć 1000 TWh w 2026 roku (460 TWh w 2022 roku). To odpowiednik popytu na energię zgłaszanego przez Japonię.
Co jest na szali?
Ewentualny brak odpowiedniego wsparcia rządowego oznacza albo konieczność niemalże całkowitego uzależnienia się od dostaw paneli solarnych z Chin, albo skupienie się na rozwoju własnego przemysłu paneli, ale po wyższych cenach. W pierwszym przypadku, przynajmniej w skrajnym scenariuszu, wyglądałoby to jak powtórka z uzależnienia się od rosyjskiego gazu (zwłaszcza w obliczu informacji o cichym wsparciu Rosji ze strony władz w Pekinie). W drugim przypadku, byłoby to działanie na krótką metę, gdyż brak efektywności kosztowej oznaczałby dalszy exodus europejskich przedsiębiorstw w kierunku Ameryki Północnej.
Druga opcja oznaczałaby więc pójście drogą dalszej erozji konkurencyjności w Europie, co w połączeniu ze starzejącym się społeczeństwem i brakiem możliwości efektywnego wykorzystania energochłonnych rozwiązań AI, prowadziłoby do obniżenia potencjalnego wzrostu (dalsze spowolnienie wzrostu produktywności). Byłby to milowy krok w kierunku długotrwałej stagnacji gospodarczej i utraty wpływów na arenie światowej.
Jak to wszystko pogodzić z powrotem od przyszłego roku zmodyfikowanych reguł fiskalnych? Zwiększanie zadłużenia w czasach poprawiającej się koniunktury gospodarczej często nie jest dobrym rozwiązaniem. Niemniej w obecnych czasach nadmierna oszczędność (nie tylko na modernizacji sektora energii, ale też na digitalizacji czy obronności) może odbić się czkawką. W najbliższych latach prawdopodobnie będziemy wykuwać nowy układ makroekonomiczny na kolejne dekady, Europa nie powinna zostawać w tyle.