W tym krótkim tekście chcemy przedstawić schemat rozumowania o wojnach celnych oparty na podstawowych krzywych podaży i popytu. Podejście ma oczywiście ograniczenia i lepiej patrzeć na bardziej skomplikowane modele. Uproszczenie pozwala jednak nieco lepiej zrozumieć mechanizmy. Można w ten sposób pokazać odmienną sytuację USA i reszty świata.
Mając na myśli podstawowe krzywe podaży i popytu mamy na myśli naprawdę podstawowy obraz, dokładnie taki jak ten poniżej:
Zasady są proste. Na osi poziomej mamy wolumen sprzedaży dóbr (PKB), na pionowej poziom cen. Krzywe popytu i podaży są to funkcje wolumenu w zależności od ceny. Jeśli zmieniają się ceny lub wolumeny, ruszamy się PO krzywych. Jeśli zmienia się coś innego, przesuwamy całe krzywe. To absolutnie podstawowy schemat. Nie jest dynamiczny, lecz stanowi tylko wyraz tzw. statyki porównawczej; przecięcie krzywych wyznacza równowagę rynkową przy określonej cenie i wolumenie.
Problem USA
Cła filtrują się do ceny finalnej dóbr przez koszty, gdyż konsumenci w zasadzie nigdy nie kupują bezpośrednio od innych konsumentów. Wyższa cena importu przetrawiana jest przez firmy, po czym trafia na rynek. Proces trawienia to klasyczny szok podażowy, bo firmy muszą dokonać znaczących dostosowań w swojej działalności. Przyjęło się zakładać, że producenci będą skłonni dostarczyć mniej dobra finalnego przy każdej jego cenie. W konsekwencji dokonuje się przesunięcie całej krzywej podaży. Krzywe popytu i podaży wyznaczają nową równowagę, w której wolumen jest niższy i cena wyższa. System dociera do tej równowagi poruszając się po krzywej popytu, gdyż konsumenci reagują na podniesienie cen ograniczeniem zakupów.
Plan Donalda Trumpa, nakreślany w coraz to nowych wypowiedziach jego "ministrów" zakłada przywrócenie produkcji do USA, czyli takie dostosowanie firm na rynku (zwiększenie ich liczby) która co najmniej spowoduje powrót krzywej podaży do początkowego położenia, a nawet go przekroczy, pozwalając gospodarce produkować taniej niż w punkcie startowym i jeszcze na dodatek więcej. I tu pojawiają się komplikacje.
Model jest tak banalnie prosty, że nie możemy uwzględnić masy czynników, które grają dużą rolę w realnym świecie. Możemy jednak spróbować dodać: politykę pieniężną, politykę fiskalną oraz odpowiedź reszty świata. Zacznijmy od końca - tzw. reszta świata obiecuje działania odwetowe. Możemy się założyć, że nie będą one w takiej samej skali jak te ze strony USA. Miejmy też na uwadze fakt, że USA są krajem permanentnych deficytów handlowych (bo model konsumpcji jest silny, a znaczna część "podaży" została wyekspediowana za granicę w ramach międzynarodowego podziału pracy). Odwet ze strony reszty świata implikuje, że możemy się spodziewać jakichś niewielkich efektów popytowych w USA, objawiających się "jakimś" spadkiem eksportu, a więc popytu. Nowy obrazek eksponuje więc jeszcze tą nową równowagę, z jeszcze niższym wolumenem produkcji i niewielką korektą cen. Zwróćmy uwagę, że jeśli krzywa popytu przesunie się dostatecznie mocno, to możemy doprowadzić do jeszcze większego spadku produktu i jeszcze większego spadku cen (w tym, w szczególności do poziomu sprzed wprowadzenia ceł, a może i jeszcze niżej).
Wprowadźmy na scenę politykę pieniężną i fiskalną. Ta ostatnia stała się ostatnio niejasna. Powoli wykuwa się jednak scenariusz, który sugeruje, że dochody z ceł zostaną przeznaczone na obniżki podatków. Obniżki podatków zwiększają popyt, a więc przesuwają krzywą popytu. Możemy w ten sposób na przykład zniwelować obniżki popytu spowodowane cłami odwetowymi. Co z polityką pieniężną? Szoki podażowe to niewdzięczny temat dla władz monetarnych. Dla Fed w szczególności, bo w mandacie tej instytucji jest nie tylko inflacja, ale też koniunktura (mierzona kondycją rynku pracy). Póki co J. Powell zarzeka się, że nic nie wiadomo (i trudno się dziwić). Jeśli polityka pieniężna poszłaby torem wyznaczonym w ostatnich dniach przez rynek (100-125pb obniżek w tym roku), oznaczałoby to dodatkową kompensację popytu. Produkt byłby może i wyższy, ale prawdopodobieństwo utrwalenia wyższych cen również. Uważamy, że skala szoku celnego jest większa niż skala ewentualnej kompensacji popytu polityką pieniężną. Z czysto ekonomicznego punktu widzenia, oczekiwane obniżki mogą się zmaterializować. Nie oznacza to braku recesji. Wręcz przeciwnie.
Problem UE/strefy euro
Sytuacja Unii Europejskiej (lub węziej - strefy euro) charakteryzuje się odmienną sekwencją. Cła nałożone przez amerykańską administrację to - z uwagi na nadwyżki handlowe UE - potencjalnie znaczący ubytek popytu. Generalnie też UE jest bardziej otwartą gospodarką niż USA i bardziej nastawioną na eksport. Jeśli do układanki włączymy Chiny, to europejscy producenci raczej bardziej będą musieli martwić się ekspansją chińskiej podaży niż ubytkiem popytu. Nowa równowaga ustala się przy niższym wolumenie sprzedaży i niższych cenach.
Kolejny krok w UE to cła zwrotne. Nie będzie to raczej porównywalna skala, a więc obrazujemy to relatywnie mniejszym w skali przesunięciem krzywej podaży w lewo. Kolejna równowaga to jeszcze niższy wolumen sprzedaży i nieco wyższe ceny (ale wciąż niższe niż po początkowym przesunięciu popytu).
Uważamy, że w tym momencie UE jest mniej narażona na negatywne efekty cenowe (wyższe ceny), a bardziej na negatywne efekty podażowe (ograniczenie aktywności gospodarczej). Z tego tytułu uważamy też, że wciąż istnieje duża przestrzeń na luzowanie polityki pieniężnej (to znów troszeczkę przesunie krzywą popytu: wyższy produkt, nieco wyższe ceny). Podwyżki cen wiedzione w mechaniczny sposób cłami będą naszym zdaniem niewielkie i wycinkowe, bo na większe nie pozwoli słaby popyt. Efekt netto będzie łącznie ujemny (przyjmując, że na dostosowanie jest okres kilku miesięcy).
W Europie jest jednak również słoń w pokoju. Chodzi o dodatkowe programy zbrojeniowe i infrastrukturalne, które zostały ogłoszone. Wiadomo, że zanim wejdą w życie, minie trochę czasu. Dodatkowo, UE może być obecnie przez pewien czas nieco bardziej zajęta polityką celną. Mówimy tu więc raczej o oczekiwanej kompensacji popytu (na rysunku poniżej "przyszły popyt"). Skala może być całkiem spora, ale mówimy o przyszłości. Być może skończymy nawet z wyższym wolumenem produkcji niż wyjściowo i z wyższymi cenami. To jednak pieśń przyszłości. Podobnie jak możliwe jest także przesunięcie krzywej podaży, związane z rozbudową potencjału gospodarki europejskiej, napędzaną właśnie cłami oraz oczekiwaniami na tworzenie się na naszych oczach nowego ładu gospodarczego. W takich warunkach być może udałoby się uzyskać zwiększenie produktu bez znaczącego podbicia inflacji.
Kusząca perspektywa, ale na razie nie dzielilibyśmy skóry na niedźwiedziu.