Deficyt sektora finansów publicznych w Rumunii przekroczył 9% PKB w 2024 roku. Kraj wszedł jednak obecnie w fazę bolesnej konsolidacji – dla równoważenia budżetu konieczne były podwyżki VAT oraz cięcia wydatków, w tym etatów w sektorze publicznym. To istotna przestroga dla Polski, która posiada obecnie drugi najwyższy deficyt w Europie, choć sytuacja fiskalna obu krajów nadal wyraźnie się różni (na korzyść Polski).
Historia wzrostu deficytu sektora finansów publicznych w Rumunii zaczyna się od 2015 roku, kiedy budżet znajdował się niemal w równowadze – deficyt wynosił zaledwie 0,5% PKB. Gospodarka rozwijała się w stosunkowo stabilnym tempie – realna wartość PKB powiększała się o 4% rocznie, a stopa bezrobocia była niższa od średniej UE - wynosiła 5,9%. Stabilnym warunkom gospodarczym towarzyszyła jednak niestabilność polityczna. Gabinet premiera V. Ponty z partii PSD przeżywał wtedy serię kryzysów korupcyjnych, a negatywne oceny rządu wynikały w dużej mierze ze słabej jakości usług publicznych.
Problemy te miały systemowe źródła. Korupcja była mocno rozpowszechniona wśród członków rządu. Najbardziej ewidentnym przykładem była afera dot. zawierania fikcyjnych usług doradczych w sektorze energetycznym (Rovinari-Turceni), w którą obok premiera zamieszany był minister transportu Dan Sova. Wśród zarzutów często pojawiało się też ustawianie przetargów – po upadku rządu sprawy prowadzone były m.in. przeciw ministrom finansów i gospodarki. Próby egzekwowania sprawiedliwości przez odpowiednią agencję DNA często upadały w związku z chowaniem się posłów za immunitetem. Równolegle na ulicach pojawiały się protesty przeciwko polityce oszczędności (austerity) – pojawiały się m.in. miasteczka namiotowe lekarzy i pielęgniarek, ruch wstrzymywali pracownicy transportu.
Rząd poszukiwał rozwiązania które miało poprawić notowania rządu i partii PSD przed wyborami parlamentarnymi. W sierpniu 2015 gabinet zaczął forsować reformę VAT. Główna stawka spadła z 24 do 20% w 2016 r. oraz 19% w 2017 r. Obniżka miała na celu pobudzenie popytu krajowego, w taki sposób, aby wśród rumuńskich gospodarstw widać było poprawę zamożności. Niższy VAT miał również ograniczyć szarą strefę, szczególnie w handlu detalicznym i gastronomii. Instytucje Międzynarodowe np. Komisja Europejska czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) na tym etapie zaczęły miękko ostrzegać o ryzyku wejścia w procedurę nadmiernego deficytu. Sytuacja była jednak trochę bardziej zniuansowana – MFW raportował wciąż duże pole do poprawy luki VAT sięgającej 44% potencjalnych przychodów. Zagrożenia nadmiernym deficytem na krótko udało się uniknąć – w 2016 r. deficyt wyniósł 2,5 proc. PKB. Nie uniknięto jednak innej porażki – gabinet Ponty upadł na fali niezadowolenia społecznego i zaczął się okres rządu technicznego. To wyznaczyło początek permanentnej kampanii wyborczej, a w grudniu 2016 roku odbyły się wybory.
Zatriumfował PSD i wracał do rządów z nowym programem podwyżek dla administracji publicznej, wyższej płacy minimalnej oraz programów inwestycyjnych. Kamieniem milowym była ustawa 153/2017, która zakładała podwyżkę płac w budżetówce o 25% w 2018 r. oraz 13% w 2019 r. Tempo wzrostu wynagrodzeń w sektorze publicznym przekraczało to, jakie obserwowaliśmy wśród rynkowych przedsiębiorstw. Równolegle na 2019 r. planowana była podwyżka emerytur o 15%. W tle rząd dokonał podwyżki płacy minimalnej. Choć te nie stanowiły obciążenia dla budżetu, stwarzały dodatkową presję na sektor prywatny, przyczyniając się powoli i być może początkowo niezauważalnie do obniżania konkurencyjności gospodarki. Wszystko wszak odbywało się w bardzo dogodnych warunkach – w latach 2017 i 2018 gospodarka rumuńska rosła o kolejno 8,2 oraz 6,8% r/r.
W 2019 r. wzrost spowolnił do 3,9%. Deficyt finansów publicznych na koniec 2019 roku wyniósł już 4,3% PKB. To jednak nie owe – przyznajmy niezbyt jednak spektakularne – liczby, miały wywołać kolejny polityczny zwrot. W listopadzie tego roku rozegrała się batalia prezydencka skupiona głównie na tematach praworządności i relacji z UE. Kandydat PSD przegrał z urzędującym dotychczas prezydentem Klausem Iohannisem, wspieranym przez opozycyjne ugrupowanie PNL. Prezydentura, podobne jak w Polsce, ma umiarkowane kompetencje przy kreowaniu polityki gospodarczej, jednak wyścig prezydencki zapoczątkował zwrot w sondażach. Prowadzenie przejęła PNL, a nowe wybory parlamentarne zaplanowane były już na 2020 r. Tym samym rozpoczęła się kolejna ostra kampania, w której znów motywem przewodnim była ekspansja fiskalna.
Jeszcze przed zwycięstwem PNL doszło do podwojenia świadczeń wypłacanych na dzieci. Ich przegłosowanie odbyło się w 2019 roku, natomiast wypłaty rozpoczęły się w 2020 r. W trakcie pandemii deficyt Rumunii wyniósł 9,5% PKB i nie odbiegał mocno od tego, co obserwowaliśmy w UE. Problem zaczął się jednak w 2022 roku, gdy większość państw wspólnoty ograniczyła deficyt, a w Rumunii wciąż sięgał on 6,4% PKB.
Rząd Rumunii skupił się jednak na świetlanej wizji przyszłości. Komisja Europejska wskazała, że w 2022 r. doszło do sporej poprawy efektywności administracji skarbowej. Tzw. VAT compliance gap, czyli część osławionej luki VAT związaną bezpośrednio ze skutecznością organów spadła z 34 do 30% hipotetycznych przychodów. Rządzące ugrupowanie PNL zaczęło ekstrapolować te liczby w przyszłość.
W 2023 r. doszło do kolejnej ze znaczących zmian wydatkowych, która jak się później okazało - dobiła budżet. Rząd zaczął reformę systemu emerytalnego. Początkowo zakładała ona realizacje wytycznych UE – zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 65 lat i rewizję przywilejów emerytalnych. Jednak w debacie parlamentarnej włączony został bardzo korzystny mechanizm waloryzacji świadczeń. Agencja Fitch szacowała, że powiększy on deficyt o 1,8% PKB. Pomimo tego ostrzeżenia, reforma przeszła kolejne szczeble legislacji i została wprowadzona w życie.
Kulminację obserwujemy obecnie. Kiedy spowolnienie gospodarcze staje się faktem, a oczekiwana poprawa w luce VAT nie nadchodzi, Rumunia pada na deski. Deficyt w 2024 r. ponownie sięgnął 9,3% PKB i zaczęły mnożyć się pytania. Czy rząd rumuński dalej panuje nad wielkością długu publicznego? Co z kosztami obsługi długu? Paradoksalnie odpowiedzi na te pytania będą miały udzielić obie partie, które można uznać za głównych sprawców obecnego stanu finansów publicznych.
Po wyborach w 2024 r. powstał koalicyjny rząd PSD-PNL a w skład gabinetu weszły jeszcze dwa pomniejsze ugrupowania. Zaczął się gorzki proces konsolidacji finansów publicznych. W pierwszej kolejności ograniczone zostały preferencyjne stawki VAT na produkty pierwszej potrzeby, następnie od sierpnia tego roku główna stawka zwiększyła się z 19 do 21%. Jak ocenia Fitch, przyniesie to oszczędność rzędu 1% PKB. To jednak tylko początek zmian. Rozpoczyna się też okres bolesnych redukcji w usługach publicznych i wynagrodzeniach sfery budżetowej. Bieżące działania nie gwarantują jednak stabilizacji zadłużenia, które obecnie sięga 60% PKB. Prognoza Fitch wskazuje, że do końca 2029 będzie to 70%. Bardzo możliwe więc, że realizowane będą kolejne programy oszczędnościowe.
Konsolidacja oznacza koszty gospodarcze. Bieżące prognozy są dość niepomyślne. Wzrost PKB ma w bieżącym roku sięgnąć 1,4%, w przyszłym 2,2%. Co więcej, istnieją mocne obawy o potencjał wzrostowy – Fitch wskazał, że spodziewa się spadku przeciętnego nominalnego tempa wzrostu w długim okresie z 10% przed pandemią do 5-6% obecnie. Przy słabszym wzroście coraz bardziej bolesny zaczyna być koszt obsługi długu. Wartość spłacanych odsetek od 2015 r. podniosła się z 1 do 2,3 proc. PKB. Obecnie dalej znajduje się w trendzie rosnącym. Bieżąca wielkość jest porównywalna do kosztów jakie płacą Polska czy Francja, jednak utrzymanie wysokich deficytów w kolejnych latach będzie przesuwać Rumunie w kierunku Włoch czy innych państw peryferyjnych. Bardzo prawdopodobne jest, że przy sporym obciążeniu odsetkami, konieczne okaże się ograniczanie wydatków na usługi publiczne, a co za tym idzie spadek ich jakości (analogie do 2015?).
Słabe wyniki gospodarcze i perspektywa pogorszenia się usług publicznych wpływają na nastroje społeczne – dochodzi do erozji dotychczasowych elit. W 2025 r. Rumunia została bohaterem skandalu przy wyborach prezydenckich, kiedy po zwycięstwie w pierwszej turze Georga Simona z AUR – ruchu klasyfikowanego jako skrajny – tamtejszy trybunał konstytucyjny unieważnił wybory. W powtórzonych wyborach wynik był analogiczny, ale kandydat przegrał ostatecznie w II turze. Wydarzenie to pokazało jednak, że sytuacja gospodarcza prowadzi do zmęczenia tradycyjnymi elitami oraz wzmocnienia ruchów ekstremistycznych.
Czego możemy nauczyć się od Rumunii?
Paradoksalnie sytuacja gospodarcza Polski bardzo przypomina niektóre mechanizmy, które zawiodły w Rumunii. Obecnie deficyt w Polsce jest drugim najwyższym w UE – prognozy Komisji Europejskiej wskazują, że na koniec 2026 r. deficyt finansów publicznych będzie sięgał 6,1%. Także długoterminowe prognozy dot. długu będą bardzo podobne jak w Rumunii. Oczywiście przyczyny są zupełnie inne – w Polsce deficyt powiększały wydatki militarne, które w 2024 kosztowały niemal 5% PKB. W Rumunii oscylują one blisko 2% PKB, a deficyt rozepchały programy socjalne.
Niemniej jest kilka sygnałów alarmowych. Wszystkie partie polityczne proponują działania, które istotnie uszczuplają dochody Skarbu Państwa tj. podwojenie kwoty wolnej od podatku (koalicja) czy zwolnienia z PIT dla rodzin (obóz prezydencki). W społeczeństwie brakuje też chęci do zaciskania pasa, czego namacalnym dowodem są deklaracje braku podnoszenia nowych podatków, artykułowane w kampanii prezydenckiej przez wszystkie obozy. Rządzący deklarują spore oczekiwania na poprawę efektywności administracji czy przyśpieszenie wzrostu PKB. Benefity związane z redukcją luki VAT zostały już skonsumowane, a czynniki takie jak starzenie się społeczeństwa sugerują wolniejsze tempo wzrostu w gospodarki w dłuższym terminie. W podobnym kierunku działa powoli stabilizująca się inflacja. Polska ma jednak coś, czego nie ma Rumunia: sporą część wydatków dyskrecjonalnych, które wygasną bez uchwalania kolejnych ustaw oraz relatywnie wysoki wzrost nominalnego PKB, który w przyszłym roku – według naszych szacunków – może sięgnąć 7,5% Mimo podobnych kosztów obsługi długu (~2% PKB) nominalny wzrost daje większe pole manewru w przypadku negatywnych szoków makroekonomicznych. Co więcej, polska gospodarka jest dużo lepiej zrównoważona zewnętrznie, a deficyt rachunku bieżącego wyraźnie niższy (o rząd wielkości: 1% vs 10% PKB). To kolejny element, który w przypadku negatywnego szoku makro zmniejsza ryzyko ekspozycji na negatywny ruch kursu walutowego i związaną z tą konieczność dostosowania stóp procentowych, pogłębiającą w konsekwencji skutki szoku.
Nie jesteśmy zwolennikami podejścia, że inni mają gorzej, więc sytuacja w Polsce jest dobra i stabilna. Taka implikacja jest fałszywa. O ile faktycznie Rumunia znajduje się w gorszej sytuacji, sytuacja finansów publicznych w Polsce również jest trudna. Wspomniana możliwość redukcji wydatków dyskrecjonalnych w 2027 roku może zostać zastąpiona nowymi wydatkami związanymi z toczącą się kampanią wyborczą. Dodatkowo, skala wydatków wojskowych na kolejne lata może być niedoszacowana. Więcej sprzętu i zakupów kapitałowych to również więcej wydatków na bieżącą jego obsługę. Stopniowa konsolidacja finansów publicznych jest możliwa, ale będzie rozciągnięta na lata. Jeśli w tym czasie sytuacja gospodarcza będzie spokojna – uda się. W przypadku negatywnych szoków makroekonomicznych sytuacja będzie zgoła inna. Inwestorzy już wymagają wyższej premii za ryzyko utrzymywania polskich obligacji (ostatni, stopniowy acz uporczywy wzrost stawek ASW) i pod tym kątem można uznać, że ryzyka są w jakimś sensie wycenione. Dodatkowym światełkiem w tunelu są naszym zdaniem lepsze perspektywy wzrostu PKB na trudny fiskalnie 2026 rok. To jednak na razie nie niweluje problemów z rokiem 2027, ale na szczęście horyzont myślenia rynków finansowych nie jest tak długi.